11-02-2021, 14:17
Solis – (BD, napisy + oryginalne audio) zakupiony w promocji, trochę w ciemno, bez większych oczekiwań. Nie liczyłem na zbyt dużo, a... dostałem całkiem przyjemne s-f w nieco survivalowych klimatach. Film miał skromny budżet, więc Twórcy całkiem słusznie ograniczyli scenografię i CGI do tego co niezbędne. W sumie to mamy też tylko jednego aktora na planie. Nikt nie silił się na wymyślanie zagmatwanej fabuły, historycznego tła, a skorzystał z trochę oklepanego schematu i to całkiem sprawnie. Mamy więc rozbitka w kapsule ratunkowej, który próbuje odzyskać kontrolę nad pojazdem i określić jakoś swoje położenie w przestrzeni, tak aby ekipa ratunkowa mogła mu pomóc. To nie jest wybitne s-f, ale uczciwy średniak. Przed zakupem sprawdziłem recenzje i utwierdziłem się po raz kolejny w przekonaniu, że jak widzę ocenę 1/10 bez żadnego konkretnego uzasadnienia, a jedynie wypełnioną masą epitetów i porównań mocno zalatujacych grafomanią, wymyślonych tylko po to, żeby przyćmić to co napisał "koleś" we wcześniejszej "recenzji" z oceną 2/10, to warto się takim filmem mimo wszystko zainteresować. Potrafi nawet trzymać w napięciu, bo tak do końca to nie wiemy, gdzie zmierza nasz bohater i czy tak naprawdę ma jakiekolwiek szanse. 6,5/10.
Death Machine – (BD, napisy + oryginalne audio)Nie znałem wcześniej tego filmu, więc podszedłem do niego ostrożnie, spodziewając się przyzwoitego s-f, w "starym stylu". Mamy więc potężną korporację zbrojeniową, szalonego naukowca i jego mordercze dzieło, które oczywiście w którymś momencie zaczyna wymykać się spod kontroli. Jest futurystyczny wieżowiec jak w Robocopie (i Die Hard po części) i infiltrująca go grupa "eko-rewolucjonistów" o znajomo brzmiących nazwiskach - Raimi, Weyland, czy Youtani. Jest chciwy Zarząd, który zdaje się prowadzić na boku jakieś podejrzane interesy i do tego silna, niezależna kobieta - nowa CEO, która chce wreszcie zaprowadzić porządek. Mamy więc kolaż klimatów i pomysłów królujących w erze VHSu tyle, że... moim skromnym zdaniem, nie widać tu taniości, która często cechowała wiele produkcji tamtej ery, zwłaszcza te, które powstały jak tzw. "direct to home video". Od strony technicznej i realizacyjnej, to ten film wygląda bardzo, ale to bardzo dobrze (szczególnie biorąc pod uwagę budżet). Tytułowa maszyna prezentuje się znakomicie. Jasne, są widoczne ograniczenia animatroniki modelu, ale wszystko to dobrze prezentuje się na ekranie i tam gdzie trzeba pomaga odpowiednie kadrowanie. To właśnie jest często słabością dzisiejszych produkcji, które prezentują słabe CGI, ale za to na cały ekran, zamiast tak jak dawniej korzystać z praktycznych efektów, ukrywać niedoskonałości odpowiednią pracą kamery. Takie podejście owocuje tym, że "efekty" lepiej znoszą próbę czasu no i dodatkowo można budować klimat przez stopniowe ujawnianie, przykładowo, "potworka". Czy rekin ze "Szczęk" albo Xenomorf z "Aliena" byłby tak straszny gdybyśmy zobaczyli go w całej okazałości zaraz na początku filmu? Niedoskonałość tych modeli, czy kostiumów powstrzymywała reżyserów przed nadmierną ich ekspozycją i ukazywali je oni widzowi stopniowo, po kawałeczku. Budowali klimat przez stosowne zaakcentowanie obecności zagrożenia muzyką, zdjęciami, itd. Wszak intuicyjnie boimy się bardziej tego czego nie widzimy. W Death Machine Pan Norrington o tym pamiętał. To co najlepsze zostawił na świetny finał, chociaż musze przyznać, że chyba największe wrażenie zrobił na mnie pojedynek w windzie. To do czego mam zastrzeżenie, to … rola Brada Dourifa. Ja wiem, że to charakterystyczny aktor i dostaje zwykle role "oryginałów", ale tutaj chyba trochę przeszarżował. Poza tym, brak większych uwag. Dobrze osadzona główna rola kobieca. Świetny klimat, choć mocno zwariowany. Myślę, że taki był od początku pomysł na ten film. To nie miało być kino realistyczne, ale rozrywkowe. Wszystko bierzemy w duży nawias i zachowujemy stosowny dystans do całej historii, po stronie widza jak i Twórców. A na dodatek – Rache Weisz w epizodycznej roli. Któż mógł wtedy pomyśleć, że ta Pani zagra w blockbusterach takich jak "Mumia" i zdobędzie Oskara (i Jamesa Bonda). Seanse powtórkowe obowiązkowe. Mocne 9/10.
Captive State – (BD, napisy + oryginalne audio) Byłem ciekaw, co tym razem zaprezentuje reżyser bardzo udanej "Genezy planety małp". Jego ostatni "Gracz" nie do końca mnie przekonał. Tym razem dostajemy świetne s-f, w wojenno-okupacyjnym klimacie. Mamy Ziemię pod panowaniem ,nazywanych w filmie "administratorami", Obcych. Formalnie, władzę sprawują ludzie. Lojaliści wobec przybyszów, czerpią korzyści ze swych administracyjnych stanowisk, podczas gdy reszta żyje w de-facto gettach. Jest jasne, że ten stan nie potrwa długo, gdyż obcy eksploatują w błyskawicznym tempie surowce naturalne i gdy te się skończą, ludzkość czeka raczej koniec. Ruch oporu próbuje więc zdobyć dojście do kluczowych informacji o systemach obronnych Obcych, którzy zamieszkują specjalnie dla nich wybudowane podziemne osiedla. Dużą zaleta filmu jest na prawdę ciekawy scenariusz. Konfrontację Obcy kontra ludzkość już w kinie wielokrotne mieliśmy, ale nie zbyt często nie w tak zaskakującym wydaniu. Historia trzyma w napięciu do samego końca i potrafi zaskakiwać. Bardzo dobra rola Johna Goodmana. Nie ma tu dużo zbędnego CGI, Twórcy nie epatują z ekranu widokiem Obcych (choć ich design jest ciekawy). Mamy za to sprawnie budowany klimat nieustannego zagrożenia i świetne zakończenie. Okazuje się, że w temacie inwazja Obcych na planetę Ziemia można pokazać coś zaskakującego i ciekawego zarazem. Dziwię się, że film nie zyskał odpowiedniej promocji. Trudno go zdobyć na nośniku fizycznym. Ja mam wydanie francuskie. Jest jeszcze dostępne niemieckie (od Capelight) i zdaje się było także włoskie. Bardzo pozytywne zaskoczenie. Film wielokrotnego użytku. Polecam Ocena 8,5/10.
The Rise of Skywalker – (BD, napisy + oryginalne audio). Już dawno żaden film tak mnie nie zawiódł i wręcz rozzłościł. Po "The Last Jedi" wychodziłem z kina rozczarowany. Po finale sagi Skywalkerów byłem mocno ... zdenerwowany. Wiedziałem, że będzie raczej słabo, bo Pan Rian Johnson zbyt wiele zepsuł, ale takiej katastrofy się nie spodziewałem. Postanowiłem dać filmowi szansę w domowym zaciszu. Tragedia. Kompilacja ujęć bez ładu i składu, przepraszam za określenie - biegunka pomysłów - kompletnie do siebie nie pasujących, jak i w wielu przypadkach, do samego uniwersum. Próba wyjaśniania głupot z poprzedniej części zamiast odciąć się od tego w miarę możliwości. Masa niepotrzebnych scen i całych wątków zabierających czas ekranowy (przykładowo rzekoma śmierć Chewiego). W "The Last Jedi" było przynajmniej sporo fajnych scen. Tutaj to chyba tylko pojedynek we wraku Gwiazdy Śmierci i ucieczka z Sinta Glacier są ciekawe. Naciągane 3,5/10.
Death Machine – (BD, napisy + oryginalne audio)Nie znałem wcześniej tego filmu, więc podszedłem do niego ostrożnie, spodziewając się przyzwoitego s-f, w "starym stylu". Mamy więc potężną korporację zbrojeniową, szalonego naukowca i jego mordercze dzieło, które oczywiście w którymś momencie zaczyna wymykać się spod kontroli. Jest futurystyczny wieżowiec jak w Robocopie (i Die Hard po części) i infiltrująca go grupa "eko-rewolucjonistów" o znajomo brzmiących nazwiskach - Raimi, Weyland, czy Youtani. Jest chciwy Zarząd, który zdaje się prowadzić na boku jakieś podejrzane interesy i do tego silna, niezależna kobieta - nowa CEO, która chce wreszcie zaprowadzić porządek. Mamy więc kolaż klimatów i pomysłów królujących w erze VHSu tyle, że... moim skromnym zdaniem, nie widać tu taniości, która często cechowała wiele produkcji tamtej ery, zwłaszcza te, które powstały jak tzw. "direct to home video". Od strony technicznej i realizacyjnej, to ten film wygląda bardzo, ale to bardzo dobrze (szczególnie biorąc pod uwagę budżet). Tytułowa maszyna prezentuje się znakomicie. Jasne, są widoczne ograniczenia animatroniki modelu, ale wszystko to dobrze prezentuje się na ekranie i tam gdzie trzeba pomaga odpowiednie kadrowanie. To właśnie jest często słabością dzisiejszych produkcji, które prezentują słabe CGI, ale za to na cały ekran, zamiast tak jak dawniej korzystać z praktycznych efektów, ukrywać niedoskonałości odpowiednią pracą kamery. Takie podejście owocuje tym, że "efekty" lepiej znoszą próbę czasu no i dodatkowo można budować klimat przez stopniowe ujawnianie, przykładowo, "potworka". Czy rekin ze "Szczęk" albo Xenomorf z "Aliena" byłby tak straszny gdybyśmy zobaczyli go w całej okazałości zaraz na początku filmu? Niedoskonałość tych modeli, czy kostiumów powstrzymywała reżyserów przed nadmierną ich ekspozycją i ukazywali je oni widzowi stopniowo, po kawałeczku. Budowali klimat przez stosowne zaakcentowanie obecności zagrożenia muzyką, zdjęciami, itd. Wszak intuicyjnie boimy się bardziej tego czego nie widzimy. W Death Machine Pan Norrington o tym pamiętał. To co najlepsze zostawił na świetny finał, chociaż musze przyznać, że chyba największe wrażenie zrobił na mnie pojedynek w windzie. To do czego mam zastrzeżenie, to … rola Brada Dourifa. Ja wiem, że to charakterystyczny aktor i dostaje zwykle role "oryginałów", ale tutaj chyba trochę przeszarżował. Poza tym, brak większych uwag. Dobrze osadzona główna rola kobieca. Świetny klimat, choć mocno zwariowany. Myślę, że taki był od początku pomysł na ten film. To nie miało być kino realistyczne, ale rozrywkowe. Wszystko bierzemy w duży nawias i zachowujemy stosowny dystans do całej historii, po stronie widza jak i Twórców. A na dodatek – Rache Weisz w epizodycznej roli. Któż mógł wtedy pomyśleć, że ta Pani zagra w blockbusterach takich jak "Mumia" i zdobędzie Oskara (i Jamesa Bonda). Seanse powtórkowe obowiązkowe. Mocne 9/10.
Captive State – (BD, napisy + oryginalne audio) Byłem ciekaw, co tym razem zaprezentuje reżyser bardzo udanej "Genezy planety małp". Jego ostatni "Gracz" nie do końca mnie przekonał. Tym razem dostajemy świetne s-f, w wojenno-okupacyjnym klimacie. Mamy Ziemię pod panowaniem ,nazywanych w filmie "administratorami", Obcych. Formalnie, władzę sprawują ludzie. Lojaliści wobec przybyszów, czerpią korzyści ze swych administracyjnych stanowisk, podczas gdy reszta żyje w de-facto gettach. Jest jasne, że ten stan nie potrwa długo, gdyż obcy eksploatują w błyskawicznym tempie surowce naturalne i gdy te się skończą, ludzkość czeka raczej koniec. Ruch oporu próbuje więc zdobyć dojście do kluczowych informacji o systemach obronnych Obcych, którzy zamieszkują specjalnie dla nich wybudowane podziemne osiedla. Dużą zaleta filmu jest na prawdę ciekawy scenariusz. Konfrontację Obcy kontra ludzkość już w kinie wielokrotne mieliśmy, ale nie zbyt często nie w tak zaskakującym wydaniu. Historia trzyma w napięciu do samego końca i potrafi zaskakiwać. Bardzo dobra rola Johna Goodmana. Nie ma tu dużo zbędnego CGI, Twórcy nie epatują z ekranu widokiem Obcych (choć ich design jest ciekawy). Mamy za to sprawnie budowany klimat nieustannego zagrożenia i świetne zakończenie. Okazuje się, że w temacie inwazja Obcych na planetę Ziemia można pokazać coś zaskakującego i ciekawego zarazem. Dziwię się, że film nie zyskał odpowiedniej promocji. Trudno go zdobyć na nośniku fizycznym. Ja mam wydanie francuskie. Jest jeszcze dostępne niemieckie (od Capelight) i zdaje się było także włoskie. Bardzo pozytywne zaskoczenie. Film wielokrotnego użytku. Polecam Ocena 8,5/10.
The Rise of Skywalker – (BD, napisy + oryginalne audio). Już dawno żaden film tak mnie nie zawiódł i wręcz rozzłościł. Po "The Last Jedi" wychodziłem z kina rozczarowany. Po finale sagi Skywalkerów byłem mocno ... zdenerwowany. Wiedziałem, że będzie raczej słabo, bo Pan Rian Johnson zbyt wiele zepsuł, ale takiej katastrofy się nie spodziewałem. Postanowiłem dać filmowi szansę w domowym zaciszu. Tragedia. Kompilacja ujęć bez ładu i składu, przepraszam za określenie - biegunka pomysłów - kompletnie do siebie nie pasujących, jak i w wielu przypadkach, do samego uniwersum. Próba wyjaśniania głupot z poprzedniej części zamiast odciąć się od tego w miarę możliwości. Masa niepotrzebnych scen i całych wątków zabierających czas ekranowy (przykładowo rzekoma śmierć Chewiego). W "The Last Jedi" było przynajmniej sporo fajnych scen. Tutaj to chyba tylko pojedynek we wraku Gwiazdy Śmierci i ucieczka z Sinta Glacier są ciekawe. Naciągane 3,5/10.
niespotykanie spokojny człowiek