„Zagubiona autostrada” (1997).
Nie był to mój pierwszy kontakt z filmem Lyncha. Wcześniej widziałem co nieco w kinach i TV. Zatem „Zagubioną autostradę” (1997) oceniam jako obraz marny. Sorry Winnetou. W kinematografii mieliśmy sporo podobnych historii, tyle, że w większości przypadków ułożonych od początku do końca chronologicznie.
„Autostrada” nie zaskoczyła mnie pozytywnie. Do cholery, ileż można obserwować czasowe przeskoki pomiędzy scenami, które już w pierwszych kilkudziesięciu minutach sprawiają wrażenie bezładnie rozrzuconych puzzli.
Z „szacunku” do Lyncha - 7 / 10
EDIT:
Jednak nie da się krótko.
Odrobinę skorygowałem powyższą wypowiedź przez co uczyniłem ją bardziej zrozumiałą. Dziś kilka uwag dodatkowych, bo jak powiadają Poranek bywa mądrzejszy od wieczora.
Uwaga, to może być spoiler!
Chyba wolę filmy Lyncha, w których czas płynie bardziej linearnie. Do takich należą obrazy „Dzikość serca” (1990) czy „Blue Velvet” (1986).
Przed projekcją „Autostrady” nie wnikałem w internetowe recenzje. Uczyniłem to dopiero dziś. Moja interpretacja filmu okazała się mało popularna. Większość komentarzy dotykała metafizyki, a pisząc konkretniej, sfer podświadomości głównego bohatera. Przyznam, że początkowo chciałem na określone sceny spojrzeć przez pryzmat doznań NDE, których mógłby doświadczać saksofonista. Ostatecznie z tego pomysłu zrezygnowałem.
Chyba reżyser się nie obrazi gdy przeczyta, iż dla mnie 80% scen dotyczyła losów tego samego człowieka! Oczywiście jednocześnie odrzuciłem dominującą w sieci interpretację, w myśl której Fred doświadczał projekcji płynących z podświadomości. Przyjmując taką postawę musiałem posklejać puzzle i nadać całej historii bieg linearny. To nie było aż tak skomplikowane. Film oglądałem (analizowałem) jakby od końca, przynajmniej od momentu osadzenia saksofonisty w więzieniu.*
Dobrze, że nie zabieram głosu na Filmweb. Zebrałbym baty. A może ktoś z filmożerców zaliczył „Autostradę”?
* Jak to rozumiem? Wszystkie epizody ukazane po osadzeniu Freda w celi dotyczą jego przeszłości. Natomiast ciąg dalszy historii to de facto początek filmu. Egzekucja zamyka całość.
P.S. Jestem zadowolony z jakości obrazu. Na BD widać ziarno. Także nie odnotowywałem spadków ostrości.
Nie był to mój pierwszy kontakt z filmem Lyncha. Wcześniej widziałem co nieco w kinach i TV. Zatem „Zagubioną autostradę” (1997) oceniam jako obraz marny. Sorry Winnetou. W kinematografii mieliśmy sporo podobnych historii, tyle, że w większości przypadków ułożonych od początku do końca chronologicznie.
„Autostrada” nie zaskoczyła mnie pozytywnie. Do cholery, ileż można obserwować czasowe przeskoki pomiędzy scenami, które już w pierwszych kilkudziesięciu minutach sprawiają wrażenie bezładnie rozrzuconych puzzli.
Z „szacunku” do Lyncha - 7 / 10
EDIT:
Jednak nie da się krótko.
Odrobinę skorygowałem powyższą wypowiedź przez co uczyniłem ją bardziej zrozumiałą. Dziś kilka uwag dodatkowych, bo jak powiadają Poranek bywa mądrzejszy od wieczora.
Uwaga, to może być spoiler!
Chyba wolę filmy Lyncha, w których czas płynie bardziej linearnie. Do takich należą obrazy „Dzikość serca” (1990) czy „Blue Velvet” (1986).
Przed projekcją „Autostrady” nie wnikałem w internetowe recenzje. Uczyniłem to dopiero dziś. Moja interpretacja filmu okazała się mało popularna. Większość komentarzy dotykała metafizyki, a pisząc konkretniej, sfer podświadomości głównego bohatera. Przyznam, że początkowo chciałem na określone sceny spojrzeć przez pryzmat doznań NDE, których mógłby doświadczać saksofonista. Ostatecznie z tego pomysłu zrezygnowałem.
Chyba reżyser się nie obrazi gdy przeczyta, iż dla mnie 80% scen dotyczyła losów tego samego człowieka! Oczywiście jednocześnie odrzuciłem dominującą w sieci interpretację, w myśl której Fred doświadczał projekcji płynących z podświadomości. Przyjmując taką postawę musiałem posklejać puzzle i nadać całej historii bieg linearny. To nie było aż tak skomplikowane. Film oglądałem (analizowałem) jakby od końca, przynajmniej od momentu osadzenia saksofonisty w więzieniu.*
Dobrze, że nie zabieram głosu na Filmweb. Zebrałbym baty. A może ktoś z filmożerców zaliczył „Autostradę”?
* Jak to rozumiem? Wszystkie epizody ukazane po osadzeniu Freda w celi dotyczą jego przeszłości. Natomiast ciąg dalszy historii to de facto początek filmu. Egzekucja zamyka całość.
P.S. Jestem zadowolony z jakości obrazu. Na BD widać ziarno. Także nie odnotowywałem spadków ostrości.
„Ja paryskimi perfumami się nie perfumuję... Ja jeden wiem co tej ziemi jest potrzebne”.