24-08-2021, 12:44
Star Trek: Discovery (sezon 1) - (BD) mogłoby być lepiej. Po piewszych odcinkach forma wyraźnie spada. Problemem jest samo budowanie postaci Michael. Praktycznie zawsze musi mieć ona rację, wszyscy inni bez jej wsparcia nic nie są w stanie zrobić. Przeszkadzało mi też bardzo niewiele wnoszące do fabuły koncentrowanie się nad relacją pomiędzy głównym inżynierem Stametesem i doktorem Culberem. Tymczasem niemal zupełnie pomija się obsadę mostka, a coś wiecej dowiadujem się tylko o Saru. Reszta jest tłem dla "wszechmocnej" Michael. Wizualnie jest w miarę OK, ale widać, że nie na wszystkie odcinki przeznaczono ten sam budżet. Ogólnie zmarnowana szansa, ale kilka w miarę przyzwoiotych odcinków było. 6/10.
Hidden Figures - (BD) - temat chwytliwy, szczególnie w dzisejszych czasach, ale całe szczęście wyszedł przyzwoity film. Bez zbędnego moralizatorstwa i użalania się nad losem głównych bohaterek. Zamiast tego pokazano, że kobiety ciężko sobie na swój, jakby nie patrzeć olbrzymi sukces, ciężko zapracowały. I chyba taki płynie z tego filmu "morał". Do tego fajna muzyka, zdjecia no i poziom aktorstwa też jest przyzwoity. Warto postawić obok takich filmów jak "Apollo 13" (choć to nie ten sam poziom), czy "The right stuff", bo pokazuje mniej znane, a ważne kulisy programów lotów kosmicznych. Ocena 8/10.
Battleship – (UHD) Peter Berg najlepiej sprawdza się w akcyjniakach. Tutaj mamy natomiast s-f o inwazji kosmitów (kolejnej) na Ziemię. Jak w każdym filmie tego typu należy wyłączyć myślenie. Okazuje się wtedy, że jest całkiem fajnie. Trochę nietypowo, bo kosmitom bęcki sprawia US Navy. Mamy więc niszczyciele, lotniskowiec no i pancernik USS Missouri. Jest sporo CGI, ale też zdjęć prawdziwych okrętów, bo te przedstawione w filmie "zagrały" rzeczywiste jednostki służące we Flocie Pacyiku. Strona wizualna jest bardzo dobra i to dla niej postawiłem film na półce. Tylu fajnych scen z okretami i to nie fikcyjnymi, a realnie istniejącym jednostkami nie ma w zbyt wielu produkcjach. Ocena 6/10.
The Flight (BD) - (uwaga - spoilery) Bardzo dobry film Zemeckisa. Dramat pokazujący alkoholizm od niezbyt oczywistej strony. Nie mamy tu patologi rodem z "Pod mocnym aniołem" (bardzo słaby film, tak przy okazji), a z pozoru normalne życie człowieka, pracującego na wymagającym (zaufania publicznego również) stanowisku pilota lotnictwa cywilnego. Znakomicie zagrał go Denzel Washington. W jego wykonaniu kapitan Whip Whitaker to profesjonalista niemal w każdym calu. Niemal, bo tak naprawdę to alkoholik będący na takim etapie uzależnienia, że wydaje mu się, że ma jeszcze wszystko pod kontrolą. I faktycznie, jego otoczenie, współpracownicy podejrzewają coś, ale Whip jest niezawodny wiec nie ma się do czego oficjalnie przyczepić. Katastrofa podczas której pokazuje swój kunszt pilotażu i w efekcie ocala życie blisko seki pasażerów (będąc jednocześnie pod wpływem alkoholu), utwierdzają go w przekonaniu, że wszystko jest w miarę OK. To wydażenie staje się też punktem zwrotnym, gdyż Whip postanawia tak po prostu skończyć z alkoholem, bo przecież nie powinno to być takie trudne. I tu okazuje się, że w cale tak nie jest. Dodatkowo śledztwo wykazuje dowody poddające wątpliwość jego stan w trakcie feralnego lotu. Znakomite aktorstwo Denzela, ale i Kelly Reilly, grajacej narkomankę, która pomaga Whipowi, przede wszystkim w zdaniu sobie sprawy z tego, że jest alkoholikiem. Na drugim planie absolutnie znakomity John Goodman, grający kumpla-dilera, który zawsze pojawia się tam gdzie trzeba z działką kokainy, żeby szybko postawić skacowanego kapitana na nogi. To co jest największą zaletą filmu, to ukazanie alkoholizmu jako probemu nie nizin społecznych, ale człowieka zamożnego, na dobrej posadzie. Alkoholizm jest tu ukryty pod płaszczykiem profesjonalizmu zawodowego i coraz baredziej narastających warstw kłamstw, którymi chory (bo to przecież choroba) próbuje oszukać po raz kolejny swoje otoczenie. No i na sam koniec rewelacyjna scena przedstawienia wyników śłedztwa NTSB, będąca swego rodzaju procesem Kapitana, który musi wygrać przede wszyskim sam ze sobą i pogodzić się z faktem, że jest uzależniony. Ocena 9,5/10.
Sputnik (BD) - solidne s-f z Rosji, nawiązujące trochę do "Obcego" tyle, że akcja toczy się w 1983 roku. Film ma świetny klimat i umiejętnie budowane napiecie. Reżyser nie pokazuje potworka od razu, a stopniowo odkrywa jego wygląd. Zdjęcia mają specyficzną, nieco przygaszoną kolorystykę, trochę podobną do tego co zaprezentowano serialu "Czernobyl" od HBO. Aktorzy na plus. Dobrze oddano realia czasów i miejsca akcji. Jest więc siermiężnie i ponuro. Zakończenie zostawia trochę niedosytu, ale ogólnie na plus. Warto obejrzeć, bo filmy z USA o podobnej tematyce są zdecydowanie bardziej schematyczne. Ocena 8/10.
Universal Soldier (UHD) - pierwszy naprawdę głośny film Rolanda Emmericha. Ciekawa (jak na kino akcji oczywiście) fabułą i świetnie dobrane dwie główne role męskie. Dla mnie jednak Dolph jest w tym filmie pod każdym względem lepszy. To akcyjniak, ale z dużą dozą s-f, a wiec gatunku w którym pan Emmerich odniesie potem najwieksze komercyjne sukcesy. Dla wielbicieli tego gatunku kina to pozycja obowiązkowa. Jest to film trochę w "VHS-owych klimatach", ale jakość produkcji nawet po tylu latach jest po prostu dobra. Dużo dobrej kaskaderki i pirotechniki, a więc tego co w tamtych czasach realizowane było na dobrym poziomie. Remaster, zwłaszcza jak na standardy StudioCanal, jest dobry. Ocena 7,5/10.
KIN - (BD) to mogło być fajne kino, nawiązujące odrobinę do "Lotu Nawigatora", czy "War Games", tyle, że w dużo mroczniejszym wydaniu. Pomysł na fabułę jest ciekawy, dobrze pomyślane i zagrane postaci Jimmiego i Hala Solinskich (Jack Reynor i Dennis Quaid). Był w tym nawet potencjał na kawałek przywoitego dramatu rodzinnego i szkoda, że ten wątek został niedostatecznie rozbudowany. Dużym problemem jest natomiast Pani Zoë Kravitz grająca moralizującą striptizerkę Milly. Pachnie to trochę poprawnością polityczną i zabiera zbyt dużo czasu ekranowego. Szkoda też trochę uproszczonego zakończenia. Na duży plus bardzo klimatyczne zdjęcia. Akcja toczy w zniszczonych dzielnicach przemysłowych Ditroit. Ocena 6,5/10.
Fury - (UHD) bardzo dobre kino wojenne. Świetna scenografia, dobrze dobrane plany zdjęciowe (film nakrecono w Wielkiej Brytanii). W filmie wykorzystano zabytkowy już teraz sprzet z okresu Drugiej Wojny Światowej. Mamy więc prawdziwe Shermany, a nawet Tygrysa (co prawda tylko w kilku ujęciach).Z realizmem walk bywa już różnie, ale można to wybaczyć, bo jako całość prezentuje się bardzo dobrze i zaryzykowałbym, że od czasu "Szeregowca Ryana" nie było filmu z podobną dbałością o szczegóły i jednocześnie przyzwoitym scenariuszem. Dużym plusem tego filmu są dobrze zarysowane postaci. Każdy z załogi czołgu "Fury" jest charakterystyczny i dobrze zagrany. Nawet Shia LaBeouf dał radę co w czasie gdy produkowano film nie było już takie oczywiste. Pod względem technicznym wydanie prezentuje się świetnie. Bardzo dobry obraz no i znakomity dźwięk. Co prawda oglądałem z wykorzystaniem słuchawek, ale pomimo tego dało się usłyszeć jak dobry jest montaż dźwięku no i efekty dźwiękowe. Odgłosy wszelkiej maści wystrzałów, eskplozji robią wrażenie. Solidne 8/10.
Yesterday - (BD) to nie jest film o The Beatles. Jest w nim dużo muzyki słynnej czwórki z Liverpoolu, ale nie w takim kontekście w jakim można by się tego spodziewać. Pomysł na fabułę jest bardzo ciekawy, ale jednocześnie, po seansie nie do końca wiem o czym tak na prawdę był ten film. Czy o tym jak wielki wpływ na muzyczny świat miała muzyka The Beatels i jak wyglądałaby historia rocka bez niej? A może o ponadczasowości tej muzyki? Czy może wreszcie o chłopaku, który dla sławy zaczyna postępować wbrew własnym ideałom i uczuciom? Scenarzysta Richard Curtis przygotował tu niezły misz-masz, ale o dziwo wszystko to ogląda się przyjemnie. Spaja to wszystko znakomita muzyka. Bardzo ciekawe są postaci drugoplanowe, jak grający samego siebie Ed Sheeran, czy bezwzględna producentka Eda. Jest dużo dobrego i świetnie wyważonego humoru, ale i stosowna dawka goryczy (nie mogło być inaczej skoro scenarzystą jest Curtis). Przemysł muzyczny jest tu pokazany jako bezwzględna maszynka do robienia pieniedzy, która nawet ponadczasowej muzyki musi zrobić produkt. Wątek miłosny nie jest przesadnie eksponowany, i co uważam za plus, nie jest też przesadnie ckliwy. Pomimo kolażu wielu, jak na jeden film, pomysłów dzieło duetu Richard Curtis-Dany Boyle oglodało mi się bardzo przyjemnie, choć do takiego Nottig Hill czy Love Actually trochę jednak brakuje. Ocena 8/10.
Hidden Figures - (BD) - temat chwytliwy, szczególnie w dzisejszych czasach, ale całe szczęście wyszedł przyzwoity film. Bez zbędnego moralizatorstwa i użalania się nad losem głównych bohaterek. Zamiast tego pokazano, że kobiety ciężko sobie na swój, jakby nie patrzeć olbrzymi sukces, ciężko zapracowały. I chyba taki płynie z tego filmu "morał". Do tego fajna muzyka, zdjecia no i poziom aktorstwa też jest przyzwoity. Warto postawić obok takich filmów jak "Apollo 13" (choć to nie ten sam poziom), czy "The right stuff", bo pokazuje mniej znane, a ważne kulisy programów lotów kosmicznych. Ocena 8/10.
Battleship – (UHD) Peter Berg najlepiej sprawdza się w akcyjniakach. Tutaj mamy natomiast s-f o inwazji kosmitów (kolejnej) na Ziemię. Jak w każdym filmie tego typu należy wyłączyć myślenie. Okazuje się wtedy, że jest całkiem fajnie. Trochę nietypowo, bo kosmitom bęcki sprawia US Navy. Mamy więc niszczyciele, lotniskowiec no i pancernik USS Missouri. Jest sporo CGI, ale też zdjęć prawdziwych okrętów, bo te przedstawione w filmie "zagrały" rzeczywiste jednostki służące we Flocie Pacyiku. Strona wizualna jest bardzo dobra i to dla niej postawiłem film na półce. Tylu fajnych scen z okretami i to nie fikcyjnymi, a realnie istniejącym jednostkami nie ma w zbyt wielu produkcjach. Ocena 6/10.
The Flight (BD) - (uwaga - spoilery) Bardzo dobry film Zemeckisa. Dramat pokazujący alkoholizm od niezbyt oczywistej strony. Nie mamy tu patologi rodem z "Pod mocnym aniołem" (bardzo słaby film, tak przy okazji), a z pozoru normalne życie człowieka, pracującego na wymagającym (zaufania publicznego również) stanowisku pilota lotnictwa cywilnego. Znakomicie zagrał go Denzel Washington. W jego wykonaniu kapitan Whip Whitaker to profesjonalista niemal w każdym calu. Niemal, bo tak naprawdę to alkoholik będący na takim etapie uzależnienia, że wydaje mu się, że ma jeszcze wszystko pod kontrolą. I faktycznie, jego otoczenie, współpracownicy podejrzewają coś, ale Whip jest niezawodny wiec nie ma się do czego oficjalnie przyczepić. Katastrofa podczas której pokazuje swój kunszt pilotażu i w efekcie ocala życie blisko seki pasażerów (będąc jednocześnie pod wpływem alkoholu), utwierdzają go w przekonaniu, że wszystko jest w miarę OK. To wydażenie staje się też punktem zwrotnym, gdyż Whip postanawia tak po prostu skończyć z alkoholem, bo przecież nie powinno to być takie trudne. I tu okazuje się, że w cale tak nie jest. Dodatkowo śledztwo wykazuje dowody poddające wątpliwość jego stan w trakcie feralnego lotu. Znakomite aktorstwo Denzela, ale i Kelly Reilly, grajacej narkomankę, która pomaga Whipowi, przede wszystkim w zdaniu sobie sprawy z tego, że jest alkoholikiem. Na drugim planie absolutnie znakomity John Goodman, grający kumpla-dilera, który zawsze pojawia się tam gdzie trzeba z działką kokainy, żeby szybko postawić skacowanego kapitana na nogi. To co jest największą zaletą filmu, to ukazanie alkoholizmu jako probemu nie nizin społecznych, ale człowieka zamożnego, na dobrej posadzie. Alkoholizm jest tu ukryty pod płaszczykiem profesjonalizmu zawodowego i coraz baredziej narastających warstw kłamstw, którymi chory (bo to przecież choroba) próbuje oszukać po raz kolejny swoje otoczenie. No i na sam koniec rewelacyjna scena przedstawienia wyników śłedztwa NTSB, będąca swego rodzaju procesem Kapitana, który musi wygrać przede wszyskim sam ze sobą i pogodzić się z faktem, że jest uzależniony. Ocena 9,5/10.
Sputnik (BD) - solidne s-f z Rosji, nawiązujące trochę do "Obcego" tyle, że akcja toczy się w 1983 roku. Film ma świetny klimat i umiejętnie budowane napiecie. Reżyser nie pokazuje potworka od razu, a stopniowo odkrywa jego wygląd. Zdjęcia mają specyficzną, nieco przygaszoną kolorystykę, trochę podobną do tego co zaprezentowano serialu "Czernobyl" od HBO. Aktorzy na plus. Dobrze oddano realia czasów i miejsca akcji. Jest więc siermiężnie i ponuro. Zakończenie zostawia trochę niedosytu, ale ogólnie na plus. Warto obejrzeć, bo filmy z USA o podobnej tematyce są zdecydowanie bardziej schematyczne. Ocena 8/10.
Universal Soldier (UHD) - pierwszy naprawdę głośny film Rolanda Emmericha. Ciekawa (jak na kino akcji oczywiście) fabułą i świetnie dobrane dwie główne role męskie. Dla mnie jednak Dolph jest w tym filmie pod każdym względem lepszy. To akcyjniak, ale z dużą dozą s-f, a wiec gatunku w którym pan Emmerich odniesie potem najwieksze komercyjne sukcesy. Dla wielbicieli tego gatunku kina to pozycja obowiązkowa. Jest to film trochę w "VHS-owych klimatach", ale jakość produkcji nawet po tylu latach jest po prostu dobra. Dużo dobrej kaskaderki i pirotechniki, a więc tego co w tamtych czasach realizowane było na dobrym poziomie. Remaster, zwłaszcza jak na standardy StudioCanal, jest dobry. Ocena 7,5/10.
KIN - (BD) to mogło być fajne kino, nawiązujące odrobinę do "Lotu Nawigatora", czy "War Games", tyle, że w dużo mroczniejszym wydaniu. Pomysł na fabułę jest ciekawy, dobrze pomyślane i zagrane postaci Jimmiego i Hala Solinskich (Jack Reynor i Dennis Quaid). Był w tym nawet potencjał na kawałek przywoitego dramatu rodzinnego i szkoda, że ten wątek został niedostatecznie rozbudowany. Dużym problemem jest natomiast Pani Zoë Kravitz grająca moralizującą striptizerkę Milly. Pachnie to trochę poprawnością polityczną i zabiera zbyt dużo czasu ekranowego. Szkoda też trochę uproszczonego zakończenia. Na duży plus bardzo klimatyczne zdjęcia. Akcja toczy w zniszczonych dzielnicach przemysłowych Ditroit. Ocena 6,5/10.
Fury - (UHD) bardzo dobre kino wojenne. Świetna scenografia, dobrze dobrane plany zdjęciowe (film nakrecono w Wielkiej Brytanii). W filmie wykorzystano zabytkowy już teraz sprzet z okresu Drugiej Wojny Światowej. Mamy więc prawdziwe Shermany, a nawet Tygrysa (co prawda tylko w kilku ujęciach).Z realizmem walk bywa już różnie, ale można to wybaczyć, bo jako całość prezentuje się bardzo dobrze i zaryzykowałbym, że od czasu "Szeregowca Ryana" nie było filmu z podobną dbałością o szczegóły i jednocześnie przyzwoitym scenariuszem. Dużym plusem tego filmu są dobrze zarysowane postaci. Każdy z załogi czołgu "Fury" jest charakterystyczny i dobrze zagrany. Nawet Shia LaBeouf dał radę co w czasie gdy produkowano film nie było już takie oczywiste. Pod względem technicznym wydanie prezentuje się świetnie. Bardzo dobry obraz no i znakomity dźwięk. Co prawda oglądałem z wykorzystaniem słuchawek, ale pomimo tego dało się usłyszeć jak dobry jest montaż dźwięku no i efekty dźwiękowe. Odgłosy wszelkiej maści wystrzałów, eskplozji robią wrażenie. Solidne 8/10.
Yesterday - (BD) to nie jest film o The Beatles. Jest w nim dużo muzyki słynnej czwórki z Liverpoolu, ale nie w takim kontekście w jakim można by się tego spodziewać. Pomysł na fabułę jest bardzo ciekawy, ale jednocześnie, po seansie nie do końca wiem o czym tak na prawdę był ten film. Czy o tym jak wielki wpływ na muzyczny świat miała muzyka The Beatels i jak wyglądałaby historia rocka bez niej? A może o ponadczasowości tej muzyki? Czy może wreszcie o chłopaku, który dla sławy zaczyna postępować wbrew własnym ideałom i uczuciom? Scenarzysta Richard Curtis przygotował tu niezły misz-masz, ale o dziwo wszystko to ogląda się przyjemnie. Spaja to wszystko znakomita muzyka. Bardzo ciekawe są postaci drugoplanowe, jak grający samego siebie Ed Sheeran, czy bezwzględna producentka Eda. Jest dużo dobrego i świetnie wyważonego humoru, ale i stosowna dawka goryczy (nie mogło być inaczej skoro scenarzystą jest Curtis). Przemysł muzyczny jest tu pokazany jako bezwzględna maszynka do robienia pieniedzy, która nawet ponadczasowej muzyki musi zrobić produkt. Wątek miłosny nie jest przesadnie eksponowany, i co uważam za plus, nie jest też przesadnie ckliwy. Pomimo kolażu wielu, jak na jeden film, pomysłów dzieło duetu Richard Curtis-Dany Boyle oglodało mi się bardzo przyjemnie, choć do takiego Nottig Hill czy Love Actually trochę jednak brakuje. Ocena 8/10.
niespotykanie spokojny człowiek