10-08-2021, 19:26
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 10-08-2021, 23:52 przez Daras.
Powód edycji: korekta ortograficzna
)
Wkrótce jadę na urlop. Przed kanikułą postanowiłem napisać kilka słów o filmie, przy projekcji którego sięgnąłem po drinka. Zatem łatwo się domyślić, że poniżej padnie nazwisko reżysera z poprzedniego wątku.
„Miasteczko Twin Peaks. Ogniu krocz za mną” (1992).
Zgodnie z oczekiwaniami jestem kontent. Lynch pokazał formę a ja śledziłem licznik chcąc aby ten zwolnił. Jednak warto od czasu do czasu takie filmy oglądać. Dlaczego? Ano aby nie wpaść w błogi marazm oraz pamiętać o zwyrodnialcach, którzy pod maskami prawych obywateli gwałcą dosłownie i w przenośni niewinność. Nie traćmy czujności. Reagujmy odważnie gdy pozwalają na to okoliczności.
Całość została zrealizowana bardzo zgrabnie i z tego powodu nie odnotowałem w fabule błędów logicznych. Niektórzy mogą mieć zastrzeżenia do karła, który wraz ze swoją świtą okraszał film swoją obecnością (takie uwagi wychwyciłem na Filmweb). Ok, może faktycznie podobne wtręty miały większy sens w wersji serialowej. Jednak obraz kinowy także prowokował do stawiania pytań (mikrusa należy postrzegać w kontekście zachowań poszczególnych bohaterów, np. policjantów). Czy ktoś zza węgła trzęsie światem? A może takie sterowanie możliwe jest tylko lokalnie, na poziomie niewielkich miejscowości? Teoretycy spiskowi zapewne widzieliby w postaci karła lidera masonów. A kim był mały człowiek w oczach twórcy filmu?
„Miasteczko” polecam nie tylko sympatykom Lyncha. Przyznaję 8,5 / 10.
EDIT:
Postanowiłem to dopisać. Film raczej dla widzów o mocnych nerwach.
„Miasteczko Twin Peaks. Ogniu krocz za mną” (1992).
Zgodnie z oczekiwaniami jestem kontent. Lynch pokazał formę a ja śledziłem licznik chcąc aby ten zwolnił. Jednak warto od czasu do czasu takie filmy oglądać. Dlaczego? Ano aby nie wpaść w błogi marazm oraz pamiętać o zwyrodnialcach, którzy pod maskami prawych obywateli gwałcą dosłownie i w przenośni niewinność. Nie traćmy czujności. Reagujmy odważnie gdy pozwalają na to okoliczności.
Całość została zrealizowana bardzo zgrabnie i z tego powodu nie odnotowałem w fabule błędów logicznych. Niektórzy mogą mieć zastrzeżenia do karła, który wraz ze swoją świtą okraszał film swoją obecnością (takie uwagi wychwyciłem na Filmweb). Ok, może faktycznie podobne wtręty miały większy sens w wersji serialowej. Jednak obraz kinowy także prowokował do stawiania pytań (mikrusa należy postrzegać w kontekście zachowań poszczególnych bohaterów, np. policjantów). Czy ktoś zza węgła trzęsie światem? A może takie sterowanie możliwe jest tylko lokalnie, na poziomie niewielkich miejscowości? Teoretycy spiskowi zapewne widzieliby w postaci karła lidera masonów. A kim był mały człowiek w oczach twórcy filmu?
„Miasteczko” polecam nie tylko sympatykom Lyncha. Przyznaję 8,5 / 10.
EDIT:
Postanowiłem to dopisać. Film raczej dla widzów o mocnych nerwach.
„Ja paryskimi perfumami się nie perfumuję... Ja jeden wiem co tej ziemi jest potrzebne”.