22-09-2021, 13:03
W sierpniu skończyłem The New Batman Adventures, czy jak sami twórcy go nazywają "trzecią serię Batman: The Animated Series". Kilka luźnych myśli na temat serialu.
Oglądało się tak samo, bądź minimalnie gorzej od oryginalnego serialu (i o wiele lepiej go pamiętałem z czasów emisji na Polsacie niż się spodziewałem). Na pewno lepiej od TASu trzyma się sama animacja - prostsza, bardziej dynamiczna, równiejsza (nie ma tu odstających całych odcinków, gorzej wypadają jedynie niektóre kadry/postacie). Ogromny skok jakościowy zaliczyły również epizody z Jokerem, który w TAS był świetny, ale najlepsze historie z jego udziałem to te, w których był tylko "jednym z" wrogów Batmana. W TNBA jest inaczej, Beware the Creeper i Mad Love, a także trzyodcinkowe The World's Finest z animowanego Supermana - to mogą być najlepsze występy Jokera w całej jego animowanej karierze. Zaskoczony byłem też tym, o ile więcej byli w stanie pokazać tutaj twórcy niż jeszcze kilka lat wcześniej. W TAS nie przypominam sobie żadnych podtekstów, a krew na twarzy głównego bohatera pojawiła się jedynie w pilocie. W TNBA są pewne doroślejsze aluzje, a krew zarówno u Batmana, jak i Jokera pojawiła się chyba w 1/3 odcinków. Gdybym miał wskazać jakieś, które szczególnie mi się podobały, byłyby to na pewno Over the Edge (doskonale pamiętałem jego początek, który w dzieciństwie mocno mnie zszokował) oraz Judgment Day. Twist w Animal Act znowu bardzo udany!
W kwestii zarzutu o "większym mroku", z którym kilkukrotnie się spotkałem - nie zauważyłem pod tym względem dużej różnicy. Jest doroślej, bardziej krwawo, a Kevin Conroy nie zmienia już barwy głosu, kiedy gra Bruce'a (i ma dwa odcinki, gdzie Batman jest przedstawiony wręcz jak czarny charakter, ale zostało to uzasadnione fabularnie). Reszta pozostała w zasadzie taka sama. Bardziej przeszkadzały mi innej rzeczy, jak drobna zmiana wizualna, czyli nagrania i emisje w tv, które są już na stałe w kolorze, a nie w czerni i bieli (co dodawało im pewnego uroku). Druga to zaniedbanie drugoplanowych postaci, a przez to i całego Gotham. W Batman TAS było sporo gościnnych występów i powracających lokacji, które fajnie rozbudowywały ten świat. Tutaj zabrakło gangsterów, Ruperta Thorne'a, Rolanda Daggetta, Stromwella, Boxy Bennetta, reporterki Summer Gleeson (chyba mignęła mi tylko raz w jednym ujęciu w jakimś telewizorze), więzienia od którego zaczęła się historia Poison Ivy (zapomniałem nazwy), burmistrz Hill, a nawet Alfred zostali mocno zepchnięci na drugi plan, policji również jest mniej, a z lokacji powtarzają się chyba tylko Iceberg Lounge i Arkham. Czy Mroczny Rycerz i jego bat-rodzinka (samodzielnie działał on chyba tylko w trzech odcinkach) oraz superłotrzy zajęli tyle czasu ekranowego, że nie starczyło dla reszty? No, jest trochę Veronici Vreeland, ale tej chyba specjalnie by mi nie brakowało.
Największym minusem przy powtórce był jednak układ odcinków. Zarówno rozpiska zgodna z emisją tv, jak i datą produkcji, nie mają sensu! W pierwszym odcinku już jest nowy Robin i Clayface (który zginął w TAS), a dopiero w drugim przedstawiono historię Tima Drake'a, a w czwartym powrót Clayface'a! Historię Dicka, który od początku działa tu solo jako Nightwing też pokazano zdecydowanie za późno (dopiero w drugim sezonie). Strasznie mnie to irytowało w trakcie oglądania, gdybym wiedział wcześniej, sam ustawiłbym sobie własną kolejność, która lepiej sprawdzałaby się chronologicznie i sam wybrałbym jakiś epizod pasujący na zakończenie (chociażby odc. 1).
Po całości obejrzałem jeszcze Chase Me - niemy short z 2003 roku, którego znalazłem na YT. Dla zainteresowanych wrzucam poniżej:
A na koniec wisienka na torcie - Batman i Superman z 1997 roku, czyli wcześniej wspomniane trzy odcinki animowanego Supermana sklejone w pełnometrażowy film. Powtórzyłem na DVD z dubbingiem, wracam do tego częściej niż do którejkolwiek animacji DC. Chyba już kiedyś pisałem tu recenzję tego filmu, więc nie będę się powtarzał. Zack Snyder, właśnie tak to powinno wyglądać!!
Mission: Impossible III
Powtórzyłem na Blu-ray i oglądało się lepiej niż kiedykolwiek wcześniej. Wprawdzie nadal nie jest to moja ulubiona część (wolę 1 i 4-6, które opowiadają o zgranej ekipie, trójka jest bardziej skupiona na Ethanie i jego indywidualnej historii), ale w końcu ją polubiłem. Dużo akcji i napięcia + dobre wprowadzenie do serii Simona Pegga.
W ostatnich tygodniach powtórzyłem też kilka filmowych Bondów, w oczekiwaniu na premierę No Time to Die.
Uwielbiam Casino Royale. Powtórka (sam już nie wiem która, szósta? siódma?) niewiele zmieniła. To przełamujący schematy, zaskakujący, zdecydowanie najlepszy Bond jaki kiedykolwiek powstał. Mało tego, nawet w oderwaniu od serii, gdyby całkowicie zapomnieć o tym, że opowiada o przygodach agenta OO7, film jest niesamowity. Wciągająca intryga, doskonale budowane napięcie w scenach przy pokerowym stole, fantastycznie sfilmowane sceny akcji pełne imponujących wyczynów kaskaderskich, zaskakujące zwroty akcji, bezbłędne dialogi, świetne zdjęcia, muzyka, efekty wizualne, przeciwnik, precyzyjne trzymanie się konwencji i kilka rewelacyjnych ról z główną na czele. Kiedyś chyba miałem jakieś uwagi, ale z czasem przestały mieć dla mnie znaczenie. To perfekcyjne kino, któremu bez wahania pozostawiam na Filmwebie 10/10 i za kilka lat znowu chętnie do niego wrócę.
To już trochę off-topic, bo film nie z mojej półki, ale kilka dni później dla kontrastu nadrobiłem Casino Royale z 1967 roku. Co za nieoglądalne, pozbawione fabuły i choćby grama sensu bagno! Nie polecam.
Quantum of Solace uważam za udany sequel (choć to bardziej epilog do CR niż jego pełnoprawna kontynuacja i najlepiej jest go oglądać tuż po CR). Wprawdzie coś uleciało i wypada kilka klas gorzej od poprzednika, ale spotkała go moim zdaniem przesadzona krytyka (zawsze przypominam, że film powstał w trakcie trwającego strajku scenarzystów). Craig nadal jest świetnym Bondem, sceny akcji dają radę (choć kilka to kopie lepszych odpowiedników z Ultimatum Bourne'a, a montaż bywa zbyt agresywny), Olga Kurylenko wypadła dobrze jako nowa kobieta Bonda, a tempo nie pozwala się nudzić... No, tutaj w sumie nie jestem pewny, bo mimo blisko 40-minut krótszego metrażu i większej ilości sekwencji akcji, QoS wciąga zdecydowanie mniej od poprzednika, tak mało w nim fabuły i interesujących interakcji między postaciami. Największy zgrzyt - mało bondowości i za mało humoru, czyli dwóch elementów, które w Casino - mimo zmiany konwencji serii - były na swoim miejscu.
Skyfall to przede wszystkim przepięknie sfotografowany (Shanghai!) pomnik na 50-lecie serii. Obejrzałem film bodaj czwarty raz i nadal tak samo mi się podobał. Pewnie sporo mógłbym wytknąć logice scenariusza, CGI bywa przeciętne, a sceny akcji pod ręką Sama Mendesa to w dużej mierze standardowo przedstawione strzelaniny i bójki, ALE! Zdjęcia są przecudowne, muzyka Newmana bardzo dobra, obsada spisała się na medal, jest tu ciekawsza niż poprzednio historia, lepszy villain, w ogóle o wiele więcej postaci i interakcji między nimi, no i przede wszystkim - wróciła bondowość! Craig przedstawia się w charakterystyczny dla swojego bohatera sposób, znowu gości w kasynie, pije wódkę z martini (wstrząśnięte! nie mieszane) i sypia z pięknymi kobietami. Mimo powrotu wielu klasycznych elementów i postaci (Aston DB5, Q, Miss Moneypenny, gabinet M), nie zabrakło miejsca dla świeżości jaką przyniosły ze sobą zostawienie Bonda na połowę filmu na rodzimej wyspie i pogłębienie jego relacji z M. Dla mnie to ścisła czołówka serii.
Obraz we wszystkich trzech filmach to jedne z najlepszych Blu-ray, jakie widziałem. Niesamowite jak dobrze się trzymają pod tym względem.
Teraz waham się, czy dać drugą szansę Spectre. Mam na dysku wersję 4K, więc kilka scen, w tym zakończenie aby być na świeżo przed seansem nowego Bonda, powtórzę na pewno. Nie wiem tylko czy chcę się na tym nudzić przez całe 2,5h. Zobaczymy...
Oglądało się tak samo, bądź minimalnie gorzej od oryginalnego serialu (i o wiele lepiej go pamiętałem z czasów emisji na Polsacie niż się spodziewałem). Na pewno lepiej od TASu trzyma się sama animacja - prostsza, bardziej dynamiczna, równiejsza (nie ma tu odstających całych odcinków, gorzej wypadają jedynie niektóre kadry/postacie). Ogromny skok jakościowy zaliczyły również epizody z Jokerem, który w TAS był świetny, ale najlepsze historie z jego udziałem to te, w których był tylko "jednym z" wrogów Batmana. W TNBA jest inaczej, Beware the Creeper i Mad Love, a także trzyodcinkowe The World's Finest z animowanego Supermana - to mogą być najlepsze występy Jokera w całej jego animowanej karierze. Zaskoczony byłem też tym, o ile więcej byli w stanie pokazać tutaj twórcy niż jeszcze kilka lat wcześniej. W TAS nie przypominam sobie żadnych podtekstów, a krew na twarzy głównego bohatera pojawiła się jedynie w pilocie. W TNBA są pewne doroślejsze aluzje, a krew zarówno u Batmana, jak i Jokera pojawiła się chyba w 1/3 odcinków. Gdybym miał wskazać jakieś, które szczególnie mi się podobały, byłyby to na pewno Over the Edge (doskonale pamiętałem jego początek, który w dzieciństwie mocno mnie zszokował) oraz Judgment Day. Twist w Animal Act znowu bardzo udany!
W kwestii zarzutu o "większym mroku", z którym kilkukrotnie się spotkałem - nie zauważyłem pod tym względem dużej różnicy. Jest doroślej, bardziej krwawo, a Kevin Conroy nie zmienia już barwy głosu, kiedy gra Bruce'a (i ma dwa odcinki, gdzie Batman jest przedstawiony wręcz jak czarny charakter, ale zostało to uzasadnione fabularnie). Reszta pozostała w zasadzie taka sama. Bardziej przeszkadzały mi innej rzeczy, jak drobna zmiana wizualna, czyli nagrania i emisje w tv, które są już na stałe w kolorze, a nie w czerni i bieli (co dodawało im pewnego uroku). Druga to zaniedbanie drugoplanowych postaci, a przez to i całego Gotham. W Batman TAS było sporo gościnnych występów i powracających lokacji, które fajnie rozbudowywały ten świat. Tutaj zabrakło gangsterów, Ruperta Thorne'a, Rolanda Daggetta, Stromwella, Boxy Bennetta, reporterki Summer Gleeson (chyba mignęła mi tylko raz w jednym ujęciu w jakimś telewizorze), więzienia od którego zaczęła się historia Poison Ivy (zapomniałem nazwy), burmistrz Hill, a nawet Alfred zostali mocno zepchnięci na drugi plan, policji również jest mniej, a z lokacji powtarzają się chyba tylko Iceberg Lounge i Arkham. Czy Mroczny Rycerz i jego bat-rodzinka (samodzielnie działał on chyba tylko w trzech odcinkach) oraz superłotrzy zajęli tyle czasu ekranowego, że nie starczyło dla reszty? No, jest trochę Veronici Vreeland, ale tej chyba specjalnie by mi nie brakowało.
Największym minusem przy powtórce był jednak układ odcinków. Zarówno rozpiska zgodna z emisją tv, jak i datą produkcji, nie mają sensu! W pierwszym odcinku już jest nowy Robin i Clayface (który zginął w TAS), a dopiero w drugim przedstawiono historię Tima Drake'a, a w czwartym powrót Clayface'a! Historię Dicka, który od początku działa tu solo jako Nightwing też pokazano zdecydowanie za późno (dopiero w drugim sezonie). Strasznie mnie to irytowało w trakcie oglądania, gdybym wiedział wcześniej, sam ustawiłbym sobie własną kolejność, która lepiej sprawdzałaby się chronologicznie i sam wybrałbym jakiś epizod pasujący na zakończenie (chociażby odc. 1).
Po całości obejrzałem jeszcze Chase Me - niemy short z 2003 roku, którego znalazłem na YT. Dla zainteresowanych wrzucam poniżej:
A na koniec wisienka na torcie - Batman i Superman z 1997 roku, czyli wcześniej wspomniane trzy odcinki animowanego Supermana sklejone w pełnometrażowy film. Powtórzyłem na DVD z dubbingiem, wracam do tego częściej niż do którejkolwiek animacji DC. Chyba już kiedyś pisałem tu recenzję tego filmu, więc nie będę się powtarzał. Zack Snyder, właśnie tak to powinno wyglądać!!
Mission: Impossible III
Powtórzyłem na Blu-ray i oglądało się lepiej niż kiedykolwiek wcześniej. Wprawdzie nadal nie jest to moja ulubiona część (wolę 1 i 4-6, które opowiadają o zgranej ekipie, trójka jest bardziej skupiona na Ethanie i jego indywidualnej historii), ale w końcu ją polubiłem. Dużo akcji i napięcia + dobre wprowadzenie do serii Simona Pegga.
W ostatnich tygodniach powtórzyłem też kilka filmowych Bondów, w oczekiwaniu na premierę No Time to Die.
Uwielbiam Casino Royale. Powtórka (sam już nie wiem która, szósta? siódma?) niewiele zmieniła. To przełamujący schematy, zaskakujący, zdecydowanie najlepszy Bond jaki kiedykolwiek powstał. Mało tego, nawet w oderwaniu od serii, gdyby całkowicie zapomnieć o tym, że opowiada o przygodach agenta OO7, film jest niesamowity. Wciągająca intryga, doskonale budowane napięcie w scenach przy pokerowym stole, fantastycznie sfilmowane sceny akcji pełne imponujących wyczynów kaskaderskich, zaskakujące zwroty akcji, bezbłędne dialogi, świetne zdjęcia, muzyka, efekty wizualne, przeciwnik, precyzyjne trzymanie się konwencji i kilka rewelacyjnych ról z główną na czele. Kiedyś chyba miałem jakieś uwagi, ale z czasem przestały mieć dla mnie znaczenie. To perfekcyjne kino, któremu bez wahania pozostawiam na Filmwebie 10/10 i za kilka lat znowu chętnie do niego wrócę.
To już trochę off-topic, bo film nie z mojej półki, ale kilka dni później dla kontrastu nadrobiłem Casino Royale z 1967 roku. Co za nieoglądalne, pozbawione fabuły i choćby grama sensu bagno! Nie polecam.
Quantum of Solace uważam za udany sequel (choć to bardziej epilog do CR niż jego pełnoprawna kontynuacja i najlepiej jest go oglądać tuż po CR). Wprawdzie coś uleciało i wypada kilka klas gorzej od poprzednika, ale spotkała go moim zdaniem przesadzona krytyka (zawsze przypominam, że film powstał w trakcie trwającego strajku scenarzystów). Craig nadal jest świetnym Bondem, sceny akcji dają radę (choć kilka to kopie lepszych odpowiedników z Ultimatum Bourne'a, a montaż bywa zbyt agresywny), Olga Kurylenko wypadła dobrze jako nowa kobieta Bonda, a tempo nie pozwala się nudzić... No, tutaj w sumie nie jestem pewny, bo mimo blisko 40-minut krótszego metrażu i większej ilości sekwencji akcji, QoS wciąga zdecydowanie mniej od poprzednika, tak mało w nim fabuły i interesujących interakcji między postaciami. Największy zgrzyt - mało bondowości i za mało humoru, czyli dwóch elementów, które w Casino - mimo zmiany konwencji serii - były na swoim miejscu.
Skyfall to przede wszystkim przepięknie sfotografowany (Shanghai!) pomnik na 50-lecie serii. Obejrzałem film bodaj czwarty raz i nadal tak samo mi się podobał. Pewnie sporo mógłbym wytknąć logice scenariusza, CGI bywa przeciętne, a sceny akcji pod ręką Sama Mendesa to w dużej mierze standardowo przedstawione strzelaniny i bójki, ALE! Zdjęcia są przecudowne, muzyka Newmana bardzo dobra, obsada spisała się na medal, jest tu ciekawsza niż poprzednio historia, lepszy villain, w ogóle o wiele więcej postaci i interakcji między nimi, no i przede wszystkim - wróciła bondowość! Craig przedstawia się w charakterystyczny dla swojego bohatera sposób, znowu gości w kasynie, pije wódkę z martini (wstrząśnięte! nie mieszane) i sypia z pięknymi kobietami. Mimo powrotu wielu klasycznych elementów i postaci (Aston DB5, Q, Miss Moneypenny, gabinet M), nie zabrakło miejsca dla świeżości jaką przyniosły ze sobą zostawienie Bonda na połowę filmu na rodzimej wyspie i pogłębienie jego relacji z M. Dla mnie to ścisła czołówka serii.
Obraz we wszystkich trzech filmach to jedne z najlepszych Blu-ray, jakie widziałem. Niesamowite jak dobrze się trzymają pod tym względem.
Teraz waham się, czy dać drugą szansę Spectre. Mam na dysku wersję 4K, więc kilka scen, w tym zakończenie aby być na świeżo przed seansem nowego Bonda, powtórzę na pewno. Nie wiem tylko czy chcę się na tym nudzić przez całe 2,5h. Zobaczymy...