06-11-2024, 14:11
Główkowałem ostatnio nad swoimi ulubionymi filmami. Spisywałem najukochańsze tytuły chronologicznie z podziałem na dekady i wiecie co? Wyszło mi ich ponad 130
Dużo za dużo na próbę sporządzenia listy.
Kiedyś bardzo jarało mnie układanie takiej topki. Bawiłem się w numerowanie, porównywanie, przekładanie tytułów, czasami aż nazbyt regularnie (sam jestem zażenowany jak zerkam na to, co wyczyniałem na filmwebie). Po latach doszedłem do wniosku, że wciąż bardzo lubię topki ulubionych/najlepszych, ale tylko jeśli są plebiscytem, w którym bierze udział określona liczba osób - wtedy te miejsca przedstawiają rzeczywiście jakiś obiektywny wynik głosowania, nad którym nie ma co się rozdrabniać. Natomiast ułożenie subiektywnej topki ulubionych filmów wydaje mi się bezcelowe i niemożliwe, zbyt wiele czynników i emocji brałbym pod uwagę w trakcie dokonywania takich wyborów, z których i tak nigdy nie byłbym wystarczająco zadowolony. Opiszę to na przykładzie jednych z moich ulubionych filmów, które na pewno rozważyłbym do swojego Top10: Szczęki Spielberga to prawdopodobnie mój ulubiony i najczęściej powtarzany przeze mnie dreszczowiec - no to muszę mieć go w Top10 na miejscu A. No ale chwila, jest jeszcze jeden swego-czasu-number-one-hit-of-all-time-w-box office, którego akcja toczy się na wodzie i którego chyba wolę nawet bardziej - Titanic Camerona - czyli to on trafia na miejsce A, a rekin spada na miejsce B. No ale chwileczkę, jeśli jest Titanic to nie może zabraknąć nawet większego arcydzieła lat 90. jakim jest Siedem Finchera - czyli to ono trafia na miejsce A, a poprzednie dwa spadają na miejsca B i C... z tym, że Szczęki muszą być wyżej niż Se7en, ponieważ jak już wspomniałem to szlagier Spielberga jest moim ulubionym dreszczowcem. I już kręcą mi się te trzy strzałeczki recyklingu, w których nie mogę znaleźć złotego środka
Druga sprawa to oceny. Bywają dezorientujące i mylące, dlatego od lat staram się nie szufladkować filmów w "cyferkach", szczególnie w zbyt szerokiej skali. Kiedyś kręciłem nosem na video Chrisa Stuckmanna, który na swojej liście ulubionych filmów 2015 roku na drugim miejscu umieścił Fury Road z oceną "A+" (najwyższą), a na pierwszym The Force Awakens z oceną "A". Później sam zacząłem mieć podobne dylematy, bo np. Batman Tima Burtona nie ma u mnie 10/10 (od zawsze mam kilka uwag przez które odejmuję mu jeden punkt), a innym filmom, które uważam za bezbłędne / za arcydzieła kina już bez wahania wystawiam maksymalną ocenę, z tym że nie wracam do nich zbyt często, nie mam do nich takiego sentymentu i nie czuję potrzeby posiadania tych filmów na półce. W takiej sytuacji pojawia się kolejny error, bo na liście ulubionych wyżej postawię film B (jak Batman) oceniony niżej od filmów A, C i D
Dlatego zamiast układać listę ulubionych filmów po prostu opiszę tu te, które kiedykolwiek nazywałem swoimi ulubionymi (w kolejności chronologicznej).
![[Obrazek: T2oneS.png]](https://i.ibb.co/pZ1wnV7/T2oneS.png)
Pierwszym "moim ulubionym filmem" był Terminator 2. Oglądałem go nie raz już jak miałem 5 lat. Mam takie mgliste wspomnienie, że albo mój starszy brat cioteczny, albo ktoś w jego obecności, zapytał mnie - dzieciaka, który codziennie oglądałby filmy - jaki jest mój ulubiony film. Odpowiedziałem, że Terminator 2. Utkwiło to w mojej pamięci dlatego, że właśnie ten brat - 1,5 roku starszy ode mnie, najstarszy z dzieciaków w moim domu rodzinnym, więc był dla mnie w pewnym stopniu autorytetem - wyśmiał mnie
Powiedział coś w stylu: "Terminator? Przecież to głupi film. Jak Reese może być ojcem Johna Connora? To idiotyczne." *. Wydaje mi się, że było to jeszcze w czasach, kiedy nie powstała trzecia część (czyli max. w pierwszej połowie 2003 roku) i wtedy nie zastanawiałem się nad paradoksem czasowym przedstawionym w tych filmach. To moje najstarsze wspomnienie gdy wybierałem swój ulubiony film. Uwaga starszego brata zabolała, ale nie miałem alternatywy - nie było wtedy drugiego filmu, do którego wracałbym tak często i którego uwielbiałbym tak bardzo jak T2 (no chyba, że Batman, ale ten wybór wyśmiany byłby jeszcze bardziej).
W 2005 roku co najmniej dwukrotnie inny film nazwałem "moim ulubionym":
![[Obrazek: 7718099_1.3.jpg]](https://fwcdn.pl/fpo/59/82/5982/7718099_1.3.jpg)
Gwiezdne wojny znam gdzieś od 1997 roku kiedy to tata załatwił nam przegrane z oryginałów (nie możemy dojść do porozumienia czy ze złotej, czy ze srebrnej edycji) kasety VHS z oryginalną trylogią w wersjach Special Edition. Od małego byłem fanem serii, a na Epizodach I-III byłem w kinie. Zemsta Sithów pochłonęła mnie bezpowrotnie od pierwszego ujęcia z żółtymi napisami (czytając je skapowaliśmy ze starszym bratem, że to będzie bezpośrednia kontynuacja kreskówki, którą niedawno oglądaliśmy w Toonami na CN - pierwszy raz widzieliśmy taki łącznik między filmami jakiejś serii, to była rewolucja!) i puściła dopiero na napisach końcowych. Gdy po powrocie do domu ktoś mnie pytał "Jak ta nowa część?" bez chwili zastanowienia odpowiadałem: "Najlepsza!", a także że to obecnie mój ulubiony film ever, a SW1-6 są moją najukochańszą serią filmową ever. Jarałem się wtedy Star Warsami niczym Anakin na Mustafar, zbierałem karty i naklejki z chipsów Chio, itp. Ta faza trwała dobre dwa miesiące, a potem szybko została zastąpiona przez...
![[Obrazek: batmanbeginstp.jpg]](https://alejakomiksu.com/gfx/plansze/batmanbeginstp.jpg)
Fanem Batmana jestem odkąd pamiętam. Starą serię katowałem na kasetach niezliczoną ilość razy i choć uwielbiałem pierwsze trzy filmy, od zawsze czułem, że to jeszcze nie to. To nie TEN Batman, którego oglądałem w kreskówce na Polscacie i którego czytałem w kilku zeszytach TM-Semic. Nie wiedziałem wtedy, że kolejny film będzie dokładnie tym na co czekałem przez całe życie nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Siedząc w kinowym fotelu w dniu premiery od pierwszych sekund byłem zachwycony, a od sceny, w której Christian Bale wypowiedział "I'm Batman" wiedziałem, że to nie tylko najlepszy Bat-film by far, ale też mój ulubiony film ever. Jarałem się nim tak bardzo, że nawet gdy w październiku mój brat zdobył jakiegoś divixa z Zemstą Sithów i chciał ją powtórzyć, ja odpuściłem bo dzień w dzień katowałem sceny z pirackiej kopii Batmana - Początek ogołoconej z 24 minut w środku (podobno wersja ta wyciekła do Internetu jeszcze przed kinową premierą). Niewiele było filmów w moim życiu, którymi jarałem się tak bardzo i do których wracałem tak często (m.in. przez to TDK był i na zawsze pozostanie najbardziej oczekiwanym filmem w moim życiu).
![[Obrazek: 6315.jpg]](https://fastly-s3.allmovie.com/iva/movie/6315/300/6315.jpg)
Tutaj mogę nie trzymać się chronologii, bo w przeciwieństwie do wszystkich powyższych tytułów kompletnie nie pamiętam nawet przybliżonej daty, kiedy oglądałem Bravehearta po raz pierwszy. Myślę, że mogło to być w późnej podstawówce gdy razem z braćmi mocno wciągnęliśmy się w kino historyczne (byliśmy w kinie na Troi, Aleksandrze) i nic w tym gatunku nie dotknęło mnie tak mocno, jak arcydzieło Mela Gibsona. Pierwszy raz trafiłem na niego - a dokładniej na jakieś ostatnie 30 minut filmu - na Polsacie i przy "Freedom!" poryczałem się jak baba. Gdy Polsat emitował film ponownie, nagrałem go na kasetę i oglądałem go z niej wielokrotnie. Gdy w moim domu pojawił się Internet i pierwszy raz na forach dyskusyjnych, lub na filmwebie postanowiłem spisać listę swoich ulubionych filmów (gdzieś w połowie 2009 roku), Braveheart był bezdyskusyjnie na pierwszym miejscu. Pozostawał na nim do końca 2010 roku kiedy zastąpił go...
![[Obrazek: ab67616d0000b273c3c0ca7a4929d96f2f1c5774]](https://i.scdn.co/image/ab67616d0000b273c3c0ca7a4929d96f2f1c5774)
W drugiej połowie 2007 roku Internet umożliwił mi dostęp do niespotykanej dotąd ilości filmów, a także do opinii na ich temat (tutaj pomógł głównie Filmweb i jego Topki). W tym czasie pobierałem w gównianej jakości wszystko jak leci i oglądałem jak najwięcej. Wiele kultowych tytułów mnie nie porwało (pewnie po naczytaniu się o nich miałem zbyt wygórowane oczekiwania), a inne nawet jeśli mnie zachwyciły, okazywały się miłością na jeden raz (potem albo nie były już takie fajne, albo w ogóle nie chciało mi się do nich wracać). Przez cały ten czas kojarzę tylko jedno kultowe arcydzieło, jeden jedyny taki przypadek, że zarekomendowany mi na Filmwebie klasyk zachwycił mnie od pierwszego seansu do tego stopnia, że z miejsca wystawiłem mu ocenę 10/10 i tak stoi po dziś dzień. Dobry, zły i brzydki Sergio Leone to dla mnie jeden z filmów wszech czasów. Obejrzałem go w lipcu 2009, potem powtarzałem kilkukrotnie aż w końcu pod koniec 2010 roku stwierdziłem, że jest moim ulubionym filmem of all time i tego się trzymałem przez niemal dwa i pół roku.
Dzięki dystrybutorowi KinoŚwiat, który wydał na DVD Terminatora 2 w wersji kinowej (wcześniej niedostępnej na tym nośniku w PL) oraz @Giefergowi, który podrzucił mi ścieżkę lektorską z Polsatu z 1997, z którą oglądałem T2 najwięcej razy, 20 maja 2013 roku powtórzyłem film w wersji w jakiej nie oglądałem go od niemal dziesięciu lat. Nawet jeśli zdaję sobie sprawę z jakichś jego niedoskonałości i nawet jeśli stwierdzę, że jakiś film uważam za "lepszy", tak ta powtórka (i wszystkie następne, w tym ta z ubiegłego tygodnia) utwierdziła mnie w przekonaniu, że T2 to najważniejszy film w moim życiu. Jeśli Skynet wysłałby po mnie Terminatora, który kazałby mi wskazać swój ulubiony film - inaczej mnie zabije - odpowiedziałbym Terminator 2.
Z powyższej piątki, cztery tytuły nadal uważam za jedne najgenialniejszych filmów jakie widziałem i na pewno znalazłyby się w moim Top10 (tylko Zemsta Sithów z czasem straciła w moich oczach, ale wciąż bardzo ją lubię i trafiła do tych wspomnianych +130 tytułów).
* Ten sam brat cioteczny kilka miesięcy temu powiedział mi, że niedawno powtórzył sobie po latach Terminatora 2 i - też pamiętając tamtą sytuację gdy byliśmy dzieciakami - wycofał swoje "wyśmianie mnie". Stwierdził, że to znakomity film z doskonałą muzyką, "takich już się nie robi" powiedział. Jeśli miał względem niego jakieś uwagi to już ich nie pamięta. Wyszło na moje
Dużo za dużo na próbę sporządzenia listy.Kiedyś bardzo jarało mnie układanie takiej topki. Bawiłem się w numerowanie, porównywanie, przekładanie tytułów, czasami aż nazbyt regularnie (sam jestem zażenowany jak zerkam na to, co wyczyniałem na filmwebie). Po latach doszedłem do wniosku, że wciąż bardzo lubię topki ulubionych/najlepszych, ale tylko jeśli są plebiscytem, w którym bierze udział określona liczba osób - wtedy te miejsca przedstawiają rzeczywiście jakiś obiektywny wynik głosowania, nad którym nie ma co się rozdrabniać. Natomiast ułożenie subiektywnej topki ulubionych filmów wydaje mi się bezcelowe i niemożliwe, zbyt wiele czynników i emocji brałbym pod uwagę w trakcie dokonywania takich wyborów, z których i tak nigdy nie byłbym wystarczająco zadowolony. Opiszę to na przykładzie jednych z moich ulubionych filmów, które na pewno rozważyłbym do swojego Top10: Szczęki Spielberga to prawdopodobnie mój ulubiony i najczęściej powtarzany przeze mnie dreszczowiec - no to muszę mieć go w Top10 na miejscu A. No ale chwila, jest jeszcze jeden swego-czasu-number-one-hit-of-all-time-w-box office, którego akcja toczy się na wodzie i którego chyba wolę nawet bardziej - Titanic Camerona - czyli to on trafia na miejsce A, a rekin spada na miejsce B. No ale chwileczkę, jeśli jest Titanic to nie może zabraknąć nawet większego arcydzieła lat 90. jakim jest Siedem Finchera - czyli to ono trafia na miejsce A, a poprzednie dwa spadają na miejsca B i C... z tym, że Szczęki muszą być wyżej niż Se7en, ponieważ jak już wspomniałem to szlagier Spielberga jest moim ulubionym dreszczowcem. I już kręcą mi się te trzy strzałeczki recyklingu, w których nie mogę znaleźć złotego środka

Druga sprawa to oceny. Bywają dezorientujące i mylące, dlatego od lat staram się nie szufladkować filmów w "cyferkach", szczególnie w zbyt szerokiej skali. Kiedyś kręciłem nosem na video Chrisa Stuckmanna, który na swojej liście ulubionych filmów 2015 roku na drugim miejscu umieścił Fury Road z oceną "A+" (najwyższą), a na pierwszym The Force Awakens z oceną "A". Później sam zacząłem mieć podobne dylematy, bo np. Batman Tima Burtona nie ma u mnie 10/10 (od zawsze mam kilka uwag przez które odejmuję mu jeden punkt), a innym filmom, które uważam za bezbłędne / za arcydzieła kina już bez wahania wystawiam maksymalną ocenę, z tym że nie wracam do nich zbyt często, nie mam do nich takiego sentymentu i nie czuję potrzeby posiadania tych filmów na półce. W takiej sytuacji pojawia się kolejny error, bo na liście ulubionych wyżej postawię film B (jak Batman) oceniony niżej od filmów A, C i D

Dlatego zamiast układać listę ulubionych filmów po prostu opiszę tu te, które kiedykolwiek nazywałem swoimi ulubionymi (w kolejności chronologicznej).
![[Obrazek: T2oneS.png]](https://i.ibb.co/pZ1wnV7/T2oneS.png)
Pierwszym "moim ulubionym filmem" był Terminator 2. Oglądałem go nie raz już jak miałem 5 lat. Mam takie mgliste wspomnienie, że albo mój starszy brat cioteczny, albo ktoś w jego obecności, zapytał mnie - dzieciaka, który codziennie oglądałby filmy - jaki jest mój ulubiony film. Odpowiedziałem, że Terminator 2. Utkwiło to w mojej pamięci dlatego, że właśnie ten brat - 1,5 roku starszy ode mnie, najstarszy z dzieciaków w moim domu rodzinnym, więc był dla mnie w pewnym stopniu autorytetem - wyśmiał mnie
Powiedział coś w stylu: "Terminator? Przecież to głupi film. Jak Reese może być ojcem Johna Connora? To idiotyczne." *. Wydaje mi się, że było to jeszcze w czasach, kiedy nie powstała trzecia część (czyli max. w pierwszej połowie 2003 roku) i wtedy nie zastanawiałem się nad paradoksem czasowym przedstawionym w tych filmach. To moje najstarsze wspomnienie gdy wybierałem swój ulubiony film. Uwaga starszego brata zabolała, ale nie miałem alternatywy - nie było wtedy drugiego filmu, do którego wracałbym tak często i którego uwielbiałbym tak bardzo jak T2 (no chyba, że Batman, ale ten wybór wyśmiany byłby jeszcze bardziej).W 2005 roku co najmniej dwukrotnie inny film nazwałem "moim ulubionym":
![[Obrazek: 7718099_1.3.jpg]](https://fwcdn.pl/fpo/59/82/5982/7718099_1.3.jpg)
Gwiezdne wojny znam gdzieś od 1997 roku kiedy to tata załatwił nam przegrane z oryginałów (nie możemy dojść do porozumienia czy ze złotej, czy ze srebrnej edycji) kasety VHS z oryginalną trylogią w wersjach Special Edition. Od małego byłem fanem serii, a na Epizodach I-III byłem w kinie. Zemsta Sithów pochłonęła mnie bezpowrotnie od pierwszego ujęcia z żółtymi napisami (czytając je skapowaliśmy ze starszym bratem, że to będzie bezpośrednia kontynuacja kreskówki, którą niedawno oglądaliśmy w Toonami na CN - pierwszy raz widzieliśmy taki łącznik między filmami jakiejś serii, to była rewolucja!) i puściła dopiero na napisach końcowych. Gdy po powrocie do domu ktoś mnie pytał "Jak ta nowa część?" bez chwili zastanowienia odpowiadałem: "Najlepsza!", a także że to obecnie mój ulubiony film ever, a SW1-6 są moją najukochańszą serią filmową ever. Jarałem się wtedy Star Warsami niczym Anakin na Mustafar, zbierałem karty i naklejki z chipsów Chio, itp. Ta faza trwała dobre dwa miesiące, a potem szybko została zastąpiona przez...
![[Obrazek: batmanbeginstp.jpg]](https://alejakomiksu.com/gfx/plansze/batmanbeginstp.jpg)
Fanem Batmana jestem odkąd pamiętam. Starą serię katowałem na kasetach niezliczoną ilość razy i choć uwielbiałem pierwsze trzy filmy, od zawsze czułem, że to jeszcze nie to. To nie TEN Batman, którego oglądałem w kreskówce na Polscacie i którego czytałem w kilku zeszytach TM-Semic. Nie wiedziałem wtedy, że kolejny film będzie dokładnie tym na co czekałem przez całe życie nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Siedząc w kinowym fotelu w dniu premiery od pierwszych sekund byłem zachwycony, a od sceny, w której Christian Bale wypowiedział "I'm Batman" wiedziałem, że to nie tylko najlepszy Bat-film by far, ale też mój ulubiony film ever. Jarałem się nim tak bardzo, że nawet gdy w październiku mój brat zdobył jakiegoś divixa z Zemstą Sithów i chciał ją powtórzyć, ja odpuściłem bo dzień w dzień katowałem sceny z pirackiej kopii Batmana - Początek ogołoconej z 24 minut w środku (podobno wersja ta wyciekła do Internetu jeszcze przed kinową premierą). Niewiele było filmów w moim życiu, którymi jarałem się tak bardzo i do których wracałem tak często (m.in. przez to TDK był i na zawsze pozostanie najbardziej oczekiwanym filmem w moim życiu).
![[Obrazek: 6315.jpg]](https://fastly-s3.allmovie.com/iva/movie/6315/300/6315.jpg)
Tutaj mogę nie trzymać się chronologii, bo w przeciwieństwie do wszystkich powyższych tytułów kompletnie nie pamiętam nawet przybliżonej daty, kiedy oglądałem Bravehearta po raz pierwszy. Myślę, że mogło to być w późnej podstawówce gdy razem z braćmi mocno wciągnęliśmy się w kino historyczne (byliśmy w kinie na Troi, Aleksandrze) i nic w tym gatunku nie dotknęło mnie tak mocno, jak arcydzieło Mela Gibsona. Pierwszy raz trafiłem na niego - a dokładniej na jakieś ostatnie 30 minut filmu - na Polsacie i przy "Freedom!" poryczałem się jak baba. Gdy Polsat emitował film ponownie, nagrałem go na kasetę i oglądałem go z niej wielokrotnie. Gdy w moim domu pojawił się Internet i pierwszy raz na forach dyskusyjnych, lub na filmwebie postanowiłem spisać listę swoich ulubionych filmów (gdzieś w połowie 2009 roku), Braveheart był bezdyskusyjnie na pierwszym miejscu. Pozostawał na nim do końca 2010 roku kiedy zastąpił go...
W drugiej połowie 2007 roku Internet umożliwił mi dostęp do niespotykanej dotąd ilości filmów, a także do opinii na ich temat (tutaj pomógł głównie Filmweb i jego Topki). W tym czasie pobierałem w gównianej jakości wszystko jak leci i oglądałem jak najwięcej. Wiele kultowych tytułów mnie nie porwało (pewnie po naczytaniu się o nich miałem zbyt wygórowane oczekiwania), a inne nawet jeśli mnie zachwyciły, okazywały się miłością na jeden raz (potem albo nie były już takie fajne, albo w ogóle nie chciało mi się do nich wracać). Przez cały ten czas kojarzę tylko jedno kultowe arcydzieło, jeden jedyny taki przypadek, że zarekomendowany mi na Filmwebie klasyk zachwycił mnie od pierwszego seansu do tego stopnia, że z miejsca wystawiłem mu ocenę 10/10 i tak stoi po dziś dzień. Dobry, zły i brzydki Sergio Leone to dla mnie jeden z filmów wszech czasów. Obejrzałem go w lipcu 2009, potem powtarzałem kilkukrotnie aż w końcu pod koniec 2010 roku stwierdziłem, że jest moim ulubionym filmem of all time i tego się trzymałem przez niemal dwa i pół roku.
Dzięki dystrybutorowi KinoŚwiat, który wydał na DVD Terminatora 2 w wersji kinowej (wcześniej niedostępnej na tym nośniku w PL) oraz @Giefergowi, który podrzucił mi ścieżkę lektorską z Polsatu z 1997, z którą oglądałem T2 najwięcej razy, 20 maja 2013 roku powtórzyłem film w wersji w jakiej nie oglądałem go od niemal dziesięciu lat. Nawet jeśli zdaję sobie sprawę z jakichś jego niedoskonałości i nawet jeśli stwierdzę, że jakiś film uważam za "lepszy", tak ta powtórka (i wszystkie następne, w tym ta z ubiegłego tygodnia) utwierdziła mnie w przekonaniu, że T2 to najważniejszy film w moim życiu. Jeśli Skynet wysłałby po mnie Terminatora, który kazałby mi wskazać swój ulubiony film - inaczej mnie zabije - odpowiedziałbym Terminator 2.
Z powyższej piątki, cztery tytuły nadal uważam za jedne najgenialniejszych filmów jakie widziałem i na pewno znalazłyby się w moim Top10 (tylko Zemsta Sithów z czasem straciła w moich oczach, ale wciąż bardzo ją lubię i trafiła do tych wspomnianych +130 tytułów).
* Ten sam brat cioteczny kilka miesięcy temu powiedział mi, że niedawno powtórzył sobie po latach Terminatora 2 i - też pamiętając tamtą sytuację gdy byliśmy dzieciakami - wycofał swoje "wyśmianie mnie". Stwierdził, że to znakomity film z doskonałą muzyką, "takich już się nie robi" powiedział. Jeśli miał względem niego jakieś uwagi to już ich nie pamięta. Wyszło na moje
