20-01-2016, 12:14
Ja jednak mam zgoła odmienna zdanie. Tarantino uległ mitowi własnej legendy i przestał się starać. Jego scenariusz ocieka dłużyznami, teatralnością w złym tego słowa znaczeniu i bylejakością. Zapomniał o podstawach filmowego rzemiosła jak sztuka skracania. I tak dostajemy 2,5h rozmów i 30min akcji. Z rozmów nie dowiemy się więcej aniżeli w sprawnym filmie w 1h, a akcja jest tylko wypadkową, na którą z utęsknieniem czekamy. Scenariusz został chyba spisany na kolanie, bo ani bohaterowie nie intrygują zbytnio, ani fabuła nie jest porywająca... mało tego jest oparta na dziurach i średniej logice. Finałowy twist zaskakuje tylko gdy widziało się w życiu 10 filmów i nie przeczytało obsady na początku filmu. Technikala za to są na bardzo wysokim poziomie. Zdjęcia są śliczne i przemilczę nawet dziwne spoty nie wiadomo skąd, flary lamp na dworze i przecięcia osi montażu bo to szczegóły przy tak ładnie zakomponowanych obrazkach. Aktorsko tego nie zawalono chociaż Tarantino powinien zatrudniać nowe twarze bo Samuel to znów Samuel u Tarantino, a Tima Rotha chyba nikt nie poinformował, że nie jest Waltzem. Tak czy inaczej uciągnięty. Morricone komponuje zdecydowanie poniżej swojego talentu i ostatecznie to co na płycie też średnio brzmi w filmie (poza otwarciem). Tak więc festiwal przeciętności Tarantino. Jednakże u niego to nadal całkiem ok poziom. Smuci jednak fakt, ze przestał bawić się kinem i najwięcej odwołań jest tu do... jego wcześniejszych filmów. Wtórność się wylewa, a świeżości nie uświadczymy. Za to spory krok w tył. Bo jeśli ktoś pisze,że to kwintesencja jego stylu to chyba musi zrozumieć, że nie samymi Dialogami Tarantino stoi (które straciły na i tak chwiejnej treściwości). I wystarczy porównać to do Bękartów Wojny, by zrozumieć jak wiele rzeczy poszło nie tak. Stwierdzam, że to NAJGORSZY FILM QT. Mimo wszystko wystawiam 6/10.
