02-10-2018, 13:11
Oglądając pełnometrażową "Futuramę, w Zielonej Dziekiej Dali" z 2009r. ogarnęła mnie niemożna, wręcz przenikliwa nostalgia za serialową częścią tego widowiska. Nawet nie dokończyłem całych 7 sezonów "Futuramy", a stanąłem z oglądaniem na końcu 6-ej serii. To jest tak nietuzinkowa rzecz, tak świetna animacja - zapewne zawdzięczająca "Simpsonom" całą masę doświadczenia, które mogła wykorzystać, że aż nie sposób nie sięgnąć po nią i obejrzeć do końca, aby od początku zacząć oglądać "Simpsonów". Dlatego też najpierw główny cel w tym względzie: dokończenie serialowej "Futuramy", której, niestety, 7 serii nigdzie nie mogę w sieci znaleźć, aby z napisami, z lektorem, czy z dubbingiem ją obejrzeć. A ja po prostu muszę to cudeńko dokończyć, jak i tak samo muszę powracać do jego niektórych odcinków, np. do epizodu, w którym Bender dzięki zmyślnemu urządzeniu Profesora Huberta J. Farnswortha stworzył swoje klony, tylko po to, aby nie robić dwóch rzeczy naraz; lecz aby stworzyć klony maszyna zużywała masę materii organicznej, co w rezultacie spowodowało ,,utratę" prawie jej całych ziemskich zasobów. No i jak tu nie kochać Bendera, który mimo iż czasami przypominał połączenie zgryźliwego tytryka z mającym pretensje, wiecznie nadąsanym dzieckiem, to był tym ultra-ważnym składnikiem serialu, jego nieodzownym elementem.
Mimo iż "The Simpsons" Matta Groeninga powstało jako pierwsze - 10 lat przed "Futuramą", to po całkowitym obejrzeniu kosmicznej "Futuramy" inaczej podejdę do serialowego świata Springfield. Cholibka! Trochę zejdzie tych dni, ba... lat z oglądaniem sławetnych "Simpsonów".
Mimo iż "The Simpsons" Matta Groeninga powstało jako pierwsze - 10 lat przed "Futuramą", to po całkowitym obejrzeniu kosmicznej "Futuramy" inaczej podejdę do serialowego świata Springfield. Cholibka! Trochę zejdzie tych dni, ba... lat z oglądaniem sławetnych "Simpsonów".
