W których przypadkach wersje rozszerzone nawet te gdzie dodano ponad kilkadziesiąt minut nowych scen, bardziej szkodzą?
Np. Ridley Scott, którego filmy często doczekały się wersji reżyserskiej, przy wstępie do rozszerzonej wersji "Gladiatora" wyraźniej zaznacza, że nie jest to wersja reżyserska, a tylko zawierająca dodatkowe sceny. Czy takie dodawanie materiału służy filmowi, czy też przez nie traci on tempo?
Czy dla kogoś, kto niespecjalnie zachwyca się "Władcą Pierścieni" wersja rozszerzona jest polecana, czy lepiej pozostać przy kinowej?
Np. Ridley Scott, którego filmy często doczekały się wersji reżyserskiej, przy wstępie do rozszerzonej wersji "Gladiatora" wyraźniej zaznacza, że nie jest to wersja reżyserska, a tylko zawierająca dodatkowe sceny. Czy takie dodawanie materiału służy filmowi, czy też przez nie traci on tempo?
Czy dla kogoś, kto niespecjalnie zachwyca się "Władcą Pierścieni" wersja rozszerzona jest polecana, czy lepiej pozostać przy kinowej?
