15-02-2021, 11:32
Możliwe, że uda mi się ,,co nieco" rozbudzić forumowiczów do aktywności w tym temacie na forum. Dlatego chciałbym napisać kilka zdań o pewnym anime pt. "Cowboy Bebop". To absolutna klasyka zanurzona w klimacie retro-future science-fiction; to coś bardzo głęboko zapadającego w pamięć pośród multum gatunków i rodzajów anime.
Będąc po obejrzeniu 11 z 26 odcinków serialu japońskiej animacji o przygodach nietuzinkowej załogi okrętu/ transportera Bebopa - i powiem to w opór szczerze, bez bicia, bez przymusu - muszę stwierdzić: "Cowboy Bebop" całościowo: zarówno pod względem graficznym, jak i fabularnym, robi się... mięsisty, pełny, z odcinka na odcinek bardziej wyrazisty. Serial zaczyna zyskiwać swe barwy i charakter. Faktycznie, w całej tej (bardzo dobrej i tak koncepcyjnie) otoczce ,,future sci-fi", historia tu prezentowana staje się prawdziwą opowieścią, a gatunek spełnia raczej rolę wspomagającą. A dlaczego? Postacie "Bebopa" zostały nakreślone tak rozmyślnie, sensownie, tak dramatycznie i obyczajowo, że nie ma to tamto, nie da się nie identyfikować z tymi sylwetkami. Nie da się nie lubić flirtu i żarcików Eda/Edy - tej rozhasanej, chimerycznej nastolatki; nie sposób nie porwać się chwilowej powadze i zadumie, tak jak robi to doświadczony i rozważny Jet; również nie da się nie sympatyzować z tym niby lekkoduchem, którego skrywa pod sobą Spike, lecz jest to tylko, sądzę, swego rodzaju osobista gra, ot zagrywka, bo coś wyraźnie tego zawadiakę dręczy. I za tą warstwę tej opowieści spod znaku "Cowboy Bebop", szanuję i doceniam to anime. Nie zapomnijmy o popkulturowych nawiązaniach w tym dziele: odcinek 11-sty to niecodzienna interpretacja filmu "Alien" z 1979 roku. Istotna również jest wejściówka graficzno-muzyczna "Bebopa", którą można porównać do kolażu animacji i muzyki w stylu ,,modern art sensual jazz plus improwizacja". Cóż, jedynie mogę żałować, że wcześniej nie zacząłem oglądać tej animacji, że tak długo się zastanawiałem czy serię tę obejrzeć czy nie. I w końcu się zdecydowałem...
I nie żałuję ani minuty spędzonej przy watchingu tej serii. Bo to tytuł wyjątkowy; to czy ,,wspaniały" okaże się pod koniec 26 odcinka.
Będąc po obejrzeniu 11 z 26 odcinków serialu japońskiej animacji o przygodach nietuzinkowej załogi okrętu/ transportera Bebopa - i powiem to w opór szczerze, bez bicia, bez przymusu - muszę stwierdzić: "Cowboy Bebop" całościowo: zarówno pod względem graficznym, jak i fabularnym, robi się... mięsisty, pełny, z odcinka na odcinek bardziej wyrazisty. Serial zaczyna zyskiwać swe barwy i charakter. Faktycznie, w całej tej (bardzo dobrej i tak koncepcyjnie) otoczce ,,future sci-fi", historia tu prezentowana staje się prawdziwą opowieścią, a gatunek spełnia raczej rolę wspomagającą. A dlaczego? Postacie "Bebopa" zostały nakreślone tak rozmyślnie, sensownie, tak dramatycznie i obyczajowo, że nie ma to tamto, nie da się nie identyfikować z tymi sylwetkami. Nie da się nie lubić flirtu i żarcików Eda/Edy - tej rozhasanej, chimerycznej nastolatki; nie sposób nie porwać się chwilowej powadze i zadumie, tak jak robi to doświadczony i rozważny Jet; również nie da się nie sympatyzować z tym niby lekkoduchem, którego skrywa pod sobą Spike, lecz jest to tylko, sądzę, swego rodzaju osobista gra, ot zagrywka, bo coś wyraźnie tego zawadiakę dręczy. I za tą warstwę tej opowieści spod znaku "Cowboy Bebop", szanuję i doceniam to anime. Nie zapomnijmy o popkulturowych nawiązaniach w tym dziele: odcinek 11-sty to niecodzienna interpretacja filmu "Alien" z 1979 roku. Istotna również jest wejściówka graficzno-muzyczna "Bebopa", którą można porównać do kolażu animacji i muzyki w stylu ,,modern art sensual jazz plus improwizacja". Cóż, jedynie mogę żałować, że wcześniej nie zacząłem oglądać tej animacji, że tak długo się zastanawiałem czy serię tę obejrzeć czy nie. I w końcu się zdecydowałem...
I nie żałuję ani minuty spędzonej przy watchingu tej serii. Bo to tytuł wyjątkowy; to czy ,,wspaniały" okaże się pod koniec 26 odcinka.
