10-04-2021, 12:19
Było kilka powrotów:
Kevin sam w Nowym Jorku, będący może nie wybitną, ale udana kontynuacją. Oparty na podobnych patentach, by nie powiedzieć kalkomanii: relacja matka-syn, starsza, "mroczna" osoba, dojrzało-patetyczny bon mot Kevina, rozwałka złoczyńców, ale wciąż się to dobrze ogląda, a młody Culkin swoi zawadiackim spojrzeniem potrafi zrobić dobrze widzowi. Plus ten cały Trump. 6,5/10
Remake Martwego Zła. Wysoki budżet oraz "ładność" wykreowanego świata nie zastąpią niestety klimatu, a i ja mam za słabe serce na nadmierną gore'owatość tej produkcji. Ale to nie jest zły film. 5/10
8 Mila. Czas średnio obszedł się z tym filmem, który wydaje się być głównie realizacją aktorskich marzeń Eminema. Nie udaje mu się zarówno na płaszczyźnie studyjnej produkcji próbującej ukazać kontekst społeczny, ani na poziomie kina rozrywkowego (wszechobecna nuda). Stoi tak trochę w rozkroku. 5/10
Po raz pierwszy:
Wonder Woman 84. Słabizna totalna. Kino, które ma być rozrywką próbuje być produkcją obyczajową. Tyle, że do bycia dobrą obyczajówką potrzeba lekkości, dialogów oraz solidnego aktorstwa. A tego tutaj brak. W pewnym momencie już wydaje się, że coś zaczyna się dziać, a nagle znowu mamy łzy i patetyczne gadki. 3/10
Terminator Genisys. Linda Hamilton aktorka była przeciętną. Za to idealnie pasowała ze swoim zacięciem na twarzy do bycia Sarah Connor. Emilia Clarke aktorką jest żadną i nawet do bycia matką Johna się nie nadaje. Kolejne próby reanimowania Terminatora są coraz słabsze. Predator czy Obcy tez nie mają szczęścia, ale nawet jeżeli są powiązani z przeciętnymi filmami to chce się do tych produkcji wracać. Tutaj był to mój pierwszy i ostatni raz. Sentymentalnie zauroczył tylko Arnold. 4/10
Projekt Monster. Fajny pomysł, świetne efekty, irytująca kamera, no i wkurwiający bohaterowie. To jeden z tych filmów podczas oglądania których marzymy żeby wszyscy zginęli Takie 5,5 z tendencja jednak do 5.
City Island. Fajna obyczajówka z Andy Garcią o miejscu i kilku osobach ze swoimi tajemnicami oraz marzeniami. Czasami historia jest tu szyta zbyt grubymi nićmi, jednak jej sympatyczność rekompensuje niedostatki. I mimo, że film nie gra w jednej lidze z Bezdrożami czy Małą Miss to jest przyjemniejszy niż słabiutkie hollywoodzkie produkcje próbujące łasić się na sundance'owy styl vide Stosunki Międzymiastowe czy inny Elizabethtown. 7/10
Kevin sam w Nowym Jorku, będący może nie wybitną, ale udana kontynuacją. Oparty na podobnych patentach, by nie powiedzieć kalkomanii: relacja matka-syn, starsza, "mroczna" osoba, dojrzało-patetyczny bon mot Kevina, rozwałka złoczyńców, ale wciąż się to dobrze ogląda, a młody Culkin swoi zawadiackim spojrzeniem potrafi zrobić dobrze widzowi. Plus ten cały Trump. 6,5/10
Remake Martwego Zła. Wysoki budżet oraz "ładność" wykreowanego świata nie zastąpią niestety klimatu, a i ja mam za słabe serce na nadmierną gore'owatość tej produkcji. Ale to nie jest zły film. 5/10
8 Mila. Czas średnio obszedł się z tym filmem, który wydaje się być głównie realizacją aktorskich marzeń Eminema. Nie udaje mu się zarówno na płaszczyźnie studyjnej produkcji próbującej ukazać kontekst społeczny, ani na poziomie kina rozrywkowego (wszechobecna nuda). Stoi tak trochę w rozkroku. 5/10
Po raz pierwszy:
Wonder Woman 84. Słabizna totalna. Kino, które ma być rozrywką próbuje być produkcją obyczajową. Tyle, że do bycia dobrą obyczajówką potrzeba lekkości, dialogów oraz solidnego aktorstwa. A tego tutaj brak. W pewnym momencie już wydaje się, że coś zaczyna się dziać, a nagle znowu mamy łzy i patetyczne gadki. 3/10
Terminator Genisys. Linda Hamilton aktorka była przeciętną. Za to idealnie pasowała ze swoim zacięciem na twarzy do bycia Sarah Connor. Emilia Clarke aktorką jest żadną i nawet do bycia matką Johna się nie nadaje. Kolejne próby reanimowania Terminatora są coraz słabsze. Predator czy Obcy tez nie mają szczęścia, ale nawet jeżeli są powiązani z przeciętnymi filmami to chce się do tych produkcji wracać. Tutaj był to mój pierwszy i ostatni raz. Sentymentalnie zauroczył tylko Arnold. 4/10
Projekt Monster. Fajny pomysł, świetne efekty, irytująca kamera, no i wkurwiający bohaterowie. To jeden z tych filmów podczas oglądania których marzymy żeby wszyscy zginęli Takie 5,5 z tendencja jednak do 5.
City Island. Fajna obyczajówka z Andy Garcią o miejscu i kilku osobach ze swoimi tajemnicami oraz marzeniami. Czasami historia jest tu szyta zbyt grubymi nićmi, jednak jej sympatyczność rekompensuje niedostatki. I mimo, że film nie gra w jednej lidze z Bezdrożami czy Małą Miss to jest przyjemniejszy niż słabiutkie hollywoodzkie produkcje próbujące łasić się na sundance'owy styl vide Stosunki Międzymiastowe czy inny Elizabethtown. 7/10