30-10-2023, 13:34
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 30-10-2023, 13:34 przez fire_caves.)
I, Robot (D+)
Film Alexa Proyasa wybrałem, mając nadzieję, że będzie odtrutką na niesmak, który pozostał po seansie "M3gan". Niestety intelektualna proza Asimova nie wytrzymała starcia z trybami Hollywood, a napisy końcowe zdradzają czemu tak jest - współtwórcą scenariusza (obok scenarzysty z 4 creditsami na IMDB) jest... Akiva Goldsman*, który dla mnie jest scenarzystą dość miernym. W jego filmografii znajdziemy takie "cudeńka" jak "Batmany" Schumachera, remake "Zaginionych w kosmosie", "Kod da Vinci", "Transformers: Ostatni rycerz" a ostatnio jest osobą współodpowiedzialną za co bardziej tragiczne rozdziały współczesnej inkarnacji sagi Star Trek. "Piękny umysł" to raczej ziarno, które przytrafiło się ślepej kurze, lub też gość zwyczajnie lepiej czuje się w kinie bardziej ambitnym albo też jest osobą, która bezdyskusyjnie wdraża nawet najbardziej kuriozalne pomysły tzw. "studio executives".
"Ja, Robot" niestety nigdy nie wznosi się na wyżyny intelektualne literackiego oryginału:
- film jest jedynie inspirowany cyklem książkowym "Roboty", zapożyczając przede wszystkim (są tam też inne elementy zapożyczone z poszczególnych opowiadań ale mają pomniejsze znaczenie) ideę trzech praw robotyki i wizję świata przedstawionego oraz imię i nazwisko dr. Susan Calvin. Ta ostatnia w książce była "Sherlockiem Holmesem w spódnicy", ekspertką od robotów, nie poddającą się łatwo uczuciom i stawiającą na logiczne wnioskowanie z filozoficznych konsekwencji trzech praw. W filmie postać o tym samym imieniu jest absolutnym przeciwieństwem swojego pierwowzoru, co boli tym bardziej, że była tutaj świetna okazja by pokazać prawdziwie ciekawą i inspirującą postać kobiecą. Niestety zamiast tego postawiono na Willa Smitha w typowej dla niego roli, podmalowanej tylko dla efektu niechęcią do robotów. Dodajmy do tego, że niechęć wynika z tego, że... robot uratował mu życie, co uważam za kuriozalną decyzję scenarzystów.
- niestety film nie grzeszy też logiką rozwiązań i w przynajmniej paru miejscach przyszło mi przewracać oczami z powodu widocznych gołym okiem sztucznie spiętrzonych trudności (lub niewiarygodnie szczęśliwych zbiegów okoliczności) i nieracjonalnych decyzji podejmowanych przez bohaterów; przykładowo: dlaczego dr Alfred Lanning nie zostawił detektywowi Spoonerowi wyraźnego rozwiązania zagadki swojej śmierci? Jakim cudem inwigilowany naukowiec zbudował super-wytrzymałego i niezależnego androida?
- intryga jest również przewidywalna, miejscami aż absurdalnie, co w przypadku filmu częściowo kryminalnego, stanowi przestępstwo zagrożone karą śmierci.
Nierealistyczne efekty specjalne i niepotrzebnie skomplikowane zamachy na Spoonera, które oczywiście zawsze zawodzą już właściwie tak bardzo nie przeszkadzają, a właściwie, gdyby był to pod względem scenariusza lepszy film, można byłoby na nie spokojnie przymknąć oko. Powiedziałbym jedynie, że w wielu momentach zmarnowano okazję, by zamiast kiepskiego CGI budować animatroniczne roboty, które dodałyby np. w dialogach nieco realizmu.
Kiedy dodamy do tego fakt, iż najwyraźniej wszyscy z Proyasem na czele uważają widzów za pięciolatków (roboty, gdy robią się "złe" świecą na czerwono) oraz absolutnie nierealistyczne ukazanie walk z robotami, które dla ludzi powinny kończyć się naprawdę krwawo, otrzymamy co najwyżej popcornową rozrywkę, która ustępuje pola lepszym produkcjom. Nawet próby mrugania do widza okiem (w pewnym momencie bohater grany przez Smitha udziela kilku zdań komentarza krytykując niebezpieczne i w oczywisty sposób zaprojektowane w ten sposób tylko dla widowiskowości finału filmu kładki prowadzące do panelu sterowania centralnego komputera) moim zdaniem nie dają filmowi prawa do bycia tym czym jest: słabym SF.
(5,5/10)
________
* Czytam teraz, że oryginalny scenariusz Jeffa Vintara został mocno przerobiony, przez co utracił wiele cech, które ten film powinny wynieść na zupełnie inny poziom. Akiva Goldsman został zatrudniony, żeby przerobić tekst na bombastyczny summer movie.
Film Alexa Proyasa wybrałem, mając nadzieję, że będzie odtrutką na niesmak, który pozostał po seansie "M3gan". Niestety intelektualna proza Asimova nie wytrzymała starcia z trybami Hollywood, a napisy końcowe zdradzają czemu tak jest - współtwórcą scenariusza (obok scenarzysty z 4 creditsami na IMDB) jest... Akiva Goldsman*, który dla mnie jest scenarzystą dość miernym. W jego filmografii znajdziemy takie "cudeńka" jak "Batmany" Schumachera, remake "Zaginionych w kosmosie", "Kod da Vinci", "Transformers: Ostatni rycerz" a ostatnio jest osobą współodpowiedzialną za co bardziej tragiczne rozdziały współczesnej inkarnacji sagi Star Trek. "Piękny umysł" to raczej ziarno, które przytrafiło się ślepej kurze, lub też gość zwyczajnie lepiej czuje się w kinie bardziej ambitnym albo też jest osobą, która bezdyskusyjnie wdraża nawet najbardziej kuriozalne pomysły tzw. "studio executives".
"Ja, Robot" niestety nigdy nie wznosi się na wyżyny intelektualne literackiego oryginału:
- film jest jedynie inspirowany cyklem książkowym "Roboty", zapożyczając przede wszystkim (są tam też inne elementy zapożyczone z poszczególnych opowiadań ale mają pomniejsze znaczenie) ideę trzech praw robotyki i wizję świata przedstawionego oraz imię i nazwisko dr. Susan Calvin. Ta ostatnia w książce była "Sherlockiem Holmesem w spódnicy", ekspertką od robotów, nie poddającą się łatwo uczuciom i stawiającą na logiczne wnioskowanie z filozoficznych konsekwencji trzech praw. W filmie postać o tym samym imieniu jest absolutnym przeciwieństwem swojego pierwowzoru, co boli tym bardziej, że była tutaj świetna okazja by pokazać prawdziwie ciekawą i inspirującą postać kobiecą. Niestety zamiast tego postawiono na Willa Smitha w typowej dla niego roli, podmalowanej tylko dla efektu niechęcią do robotów. Dodajmy do tego, że niechęć wynika z tego, że... robot uratował mu życie, co uważam za kuriozalną decyzję scenarzystów.
- niestety film nie grzeszy też logiką rozwiązań i w przynajmniej paru miejscach przyszło mi przewracać oczami z powodu widocznych gołym okiem sztucznie spiętrzonych trudności (lub niewiarygodnie szczęśliwych zbiegów okoliczności) i nieracjonalnych decyzji podejmowanych przez bohaterów; przykładowo: dlaczego dr Alfred Lanning nie zostawił detektywowi Spoonerowi wyraźnego rozwiązania zagadki swojej śmierci? Jakim cudem inwigilowany naukowiec zbudował super-wytrzymałego i niezależnego androida?
- intryga jest również przewidywalna, miejscami aż absurdalnie, co w przypadku filmu częściowo kryminalnego, stanowi przestępstwo zagrożone karą śmierci.
Nierealistyczne efekty specjalne i niepotrzebnie skomplikowane zamachy na Spoonera, które oczywiście zawsze zawodzą już właściwie tak bardzo nie przeszkadzają, a właściwie, gdyby był to pod względem scenariusza lepszy film, można byłoby na nie spokojnie przymknąć oko. Powiedziałbym jedynie, że w wielu momentach zmarnowano okazję, by zamiast kiepskiego CGI budować animatroniczne roboty, które dodałyby np. w dialogach nieco realizmu.
Kiedy dodamy do tego fakt, iż najwyraźniej wszyscy z Proyasem na czele uważają widzów za pięciolatków (roboty, gdy robią się "złe" świecą na czerwono) oraz absolutnie nierealistyczne ukazanie walk z robotami, które dla ludzi powinny kończyć się naprawdę krwawo, otrzymamy co najwyżej popcornową rozrywkę, która ustępuje pola lepszym produkcjom. Nawet próby mrugania do widza okiem (w pewnym momencie bohater grany przez Smitha udziela kilku zdań komentarza krytykując niebezpieczne i w oczywisty sposób zaprojektowane w ten sposób tylko dla widowiskowości finału filmu kładki prowadzące do panelu sterowania centralnego komputera) moim zdaniem nie dają filmowi prawa do bycia tym czym jest: słabym SF.
(5,5/10)
________
* Czytam teraz, że oryginalny scenariusz Jeffa Vintara został mocno przerobiony, przez co utracił wiele cech, które ten film powinny wynieść na zupełnie inny poziom. Akiva Goldsman został zatrudniony, żeby przerobić tekst na bombastyczny summer movie.