15-02-2022, 11:07
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 15-02-2022, 11:09 przez fire_caves.)
Greenland (2020) - Amazon Prime - film katastroficzny napisany przez scenarzystę filmów ocenianych zawsze gdzieś w przestrzeni między 5 i 6 na 10 punktów a nakręcony pod kierunkiem pana, który ma na koncie ponad cztery razy więcej filmów, w których wystąpił jako kaskader niż wyreżyserował. Obraz miał wyjść spod ręki Neila Blomkampa a główną rolę odtwarzać miał sam Kapitan Ameryka. Ale skończyło się tak a nie inaczej.
Prawdziwie amerykańsko-hollywoodzki ojciec rodziny (w tej roli niezwykle zmęczony... życiem Gerard Butler) zdradza swą żonę, co powoduje, że przygotowania do urodzin ich syna, stają się niezwykle niezręczne. Na szczęście dla niego nadchodzi koniec świata, co umożliwia mu zakosztowanie życia (i zadanie śmierci w samoobronie) i naprawienie więzów ze swoją rodziną w rozpaczliwym wyścigu do bunkrów na tytułowej wyspie. The end.
Po obejrzeniu filmu jestem przekonany, że proces jego pisania ograniczony był do wycinania fragmentów z filmów Emmericha i wklejania ich w losowe miejsca scenariusza. Nie wiem jak wy, ale jestem osobiście znudzony oglądaniem ludzi, którzy podejmują tylko głupie decyzje w wymagających sytuacjach. A tych w filmie nie brakuje. Przede wszystkim - zacznijmy od tego, że gość który wygląda jakby go wyciągnęli spod budki z piwem zdradza swoją żonę - Morenę Baccarin. Zawieszenie niewiary w filmach SF jest konieczne, ale to już przesada Jak to w kinie katastroficznym - absurd goni absurd a to co powinno ratować całość - efekty specjalne i "osom" sceny - są tu gorzej niż przeciętnej jakości (budżet filmu to 35 milionów zielonych, czyli o 100 za mało). Przyszło mi też na myśl, że po spektakularnej porażce jaką była ewakuacja z Afganistanu w ub. roku amerykańscy reżyserzy powinni unikać w swoich filmach scen budzących podobne skojarzenia, bo nikt już nie uwierzy w sprawne przeprowadzenie takiej akcji.
Film ma doczekać się kontynuacji, która skupi się ponownie na tej samej rodzinie, tym razem poszukującej nowego domu w zamarzniętych zgliszczach Europy. Być może ojcu rodziny uda się tym razem nie wsadzić innej.
Moja ocena - 3/10
Prawdziwie amerykańsko-hollywoodzki ojciec rodziny (w tej roli niezwykle zmęczony... życiem Gerard Butler) zdradza swą żonę, co powoduje, że przygotowania do urodzin ich syna, stają się niezwykle niezręczne. Na szczęście dla niego nadchodzi koniec świata, co umożliwia mu zakosztowanie życia (i zadanie śmierci w samoobronie) i naprawienie więzów ze swoją rodziną w rozpaczliwym wyścigu do bunkrów na tytułowej wyspie. The end.
Po obejrzeniu filmu jestem przekonany, że proces jego pisania ograniczony był do wycinania fragmentów z filmów Emmericha i wklejania ich w losowe miejsca scenariusza. Nie wiem jak wy, ale jestem osobiście znudzony oglądaniem ludzi, którzy podejmują tylko głupie decyzje w wymagających sytuacjach. A tych w filmie nie brakuje. Przede wszystkim - zacznijmy od tego, że gość który wygląda jakby go wyciągnęli spod budki z piwem zdradza swoją żonę - Morenę Baccarin. Zawieszenie niewiary w filmach SF jest konieczne, ale to już przesada Jak to w kinie katastroficznym - absurd goni absurd a to co powinno ratować całość - efekty specjalne i "osom" sceny - są tu gorzej niż przeciętnej jakości (budżet filmu to 35 milionów zielonych, czyli o 100 za mało). Przyszło mi też na myśl, że po spektakularnej porażce jaką była ewakuacja z Afganistanu w ub. roku amerykańscy reżyserzy powinni unikać w swoich filmach scen budzących podobne skojarzenia, bo nikt już nie uwierzy w sprawne przeprowadzenie takiej akcji.
Film ma doczekać się kontynuacji, która skupi się ponownie na tej samej rodzinie, tym razem poszukującej nowego domu w zamarzniętych zgliszczach Europy. Być może ojcu rodziny uda się tym razem nie wsadzić innej.
Moja ocena - 3/10