Part II
Tak więc druga część pod względem technicznym >> rozmach , zdjęcia , kolory, świat, Arrakis i oraz planeta Harkonnenów z doskonałym czarnobiałym kontrastem, to miazga sama w sobie. Już ta sama wizualna uczta nie pozwoliła mi oderwać myśli od tego świata na wiele godzin po seansie. Pierwsza godzina to mistrzostwo świata, powolne budowanie legendy zbawiciela, mesjasza, który podniesie z kolan stłamszoną mniejszość Arrakis. Umiejętne wprowadzenie i odkrywanie bez zbędnej oczojebnej ekspozycji sekretów społeczności Fremenów to miód dla mojego kocham kino oka. Naprawdę przy tak rozbudowanym świecie ( religie , różne rasy , planety, konflikty, czary, ), trzeba znać się na swoim fachu abym Ja jako widz nie został tym wszystkim stłamszony i wynudzony. Tutaj Denis Villeneuve stanął na wysokości zadania i dał radę przedstawić to w znakomity i interesujący sposób. Austin Butler jako bestialski Feyd-Rautha miażdży swoją bezwzględną i psychopatyczną osobowością. Wszystkie sekwencje z jego udziałem sprawiają że czuje się przerażenie obcowania z nim a równocześnie fascynację oraz podekscytowanie co może się za chwilę wydarzyć. Jedynie co mi z nim nie pasowało to powtórka z pierwszej części i robienie z niego Czołzen One przez test z pudełkiem... to było zbyteczne. No, ale rozumiem może to zabieg dla osób które nie widziały pierwszej części i identycznej sekwencji z Paulem Atryda. Tyle z zachwytów aby nie było ze jestem wręcz oszołomiony tym filmem, to niestety znajdują się też minusy... Zdaje mi się że film ucierpiał na metrażu przez co drugi akt od pojawienia się Brolina cierpi na cięciu wątków z książki i pcha za szybko fabułę do przodu. To tak jakbyśmy wsiedli do Rolercostera który powoli zbliża się do kulminacyjnego satysfakcjonującego przyspieszenia, które okazuje się tylko trzy metrowym spadkiem w dół. Finał jest zbyt szybki, pocięty, ostateczne starcie Czerwi i Fremeńskiej armii trwa chyba z 10 min... W ogóle postać Brolina, wątek atomówek kompletnie mi tu nie pasował i wywalił ze świata mistycznego Arrakis. Myślę że dałoby się to wszystko jeszcze lepiej uporządkować jakby film trwał jakieś 45 min dłużej. Mam też taki sam zarzut jaki dałem części pierwszej to Czerwie... Są totalnie symboliczne, nie sieją grozy i zniszczenia. Rekiny pustyni służą tu tylko garbem na podwózkę z lokacji do lokacji, co dla mnie jest nie do przyjęcia. Mniej symboliki a więcej bezlitosnej akcji przy udziale Czerwi byłoby czymś niezwykłym. Wystarczyłaby mi jedna sekwencja rutynowego ujeżdżania Czerwaia przez jakiegoś doświadczonego Fremna, która kończy się dla niego w tragiczny sposób. Pokazanie bezlitosnej i bezstronnej natury tych skurczysynów to główny ból w tej adaptacji Diuny, w moim odczuciu. Podsumowując nie jest to jakieś Imperium Kontratakuje jak to głosi Nolan, ale solidna , doskonale sfilmowania i w miarę możliwości poprowadzona ekranizacja SF. Ode mnie solidne 8/10. Napewno po seansie 4k w pełnej plecie kolorów z HDR w domu będzie znacznie lepiej.
Tak więc druga część pod względem technicznym >> rozmach , zdjęcia , kolory, świat, Arrakis i oraz planeta Harkonnenów z doskonałym czarnobiałym kontrastem, to miazga sama w sobie. Już ta sama wizualna uczta nie pozwoliła mi oderwać myśli od tego świata na wiele godzin po seansie. Pierwsza godzina to mistrzostwo świata, powolne budowanie legendy zbawiciela, mesjasza, który podniesie z kolan stłamszoną mniejszość Arrakis. Umiejętne wprowadzenie i odkrywanie bez zbędnej oczojebnej ekspozycji sekretów społeczności Fremenów to miód dla mojego kocham kino oka. Naprawdę przy tak rozbudowanym świecie ( religie , różne rasy , planety, konflikty, czary, ), trzeba znać się na swoim fachu abym Ja jako widz nie został tym wszystkim stłamszony i wynudzony. Tutaj Denis Villeneuve stanął na wysokości zadania i dał radę przedstawić to w znakomity i interesujący sposób. Austin Butler jako bestialski Feyd-Rautha miażdży swoją bezwzględną i psychopatyczną osobowością. Wszystkie sekwencje z jego udziałem sprawiają że czuje się przerażenie obcowania z nim a równocześnie fascynację oraz podekscytowanie co może się za chwilę wydarzyć. Jedynie co mi z nim nie pasowało to powtórka z pierwszej części i robienie z niego Czołzen One przez test z pudełkiem... to było zbyteczne. No, ale rozumiem może to zabieg dla osób które nie widziały pierwszej części i identycznej sekwencji z Paulem Atryda. Tyle z zachwytów aby nie było ze jestem wręcz oszołomiony tym filmem, to niestety znajdują się też minusy... Zdaje mi się że film ucierpiał na metrażu przez co drugi akt od pojawienia się Brolina cierpi na cięciu wątków z książki i pcha za szybko fabułę do przodu. To tak jakbyśmy wsiedli do Rolercostera który powoli zbliża się do kulminacyjnego satysfakcjonującego przyspieszenia, które okazuje się tylko trzy metrowym spadkiem w dół. Finał jest zbyt szybki, pocięty, ostateczne starcie Czerwi i Fremeńskiej armii trwa chyba z 10 min... W ogóle postać Brolina, wątek atomówek kompletnie mi tu nie pasował i wywalił ze świata mistycznego Arrakis. Myślę że dałoby się to wszystko jeszcze lepiej uporządkować jakby film trwał jakieś 45 min dłużej. Mam też taki sam zarzut jaki dałem części pierwszej to Czerwie... Są totalnie symboliczne, nie sieją grozy i zniszczenia. Rekiny pustyni służą tu tylko garbem na podwózkę z lokacji do lokacji, co dla mnie jest nie do przyjęcia. Mniej symboliki a więcej bezlitosnej akcji przy udziale Czerwi byłoby czymś niezwykłym. Wystarczyłaby mi jedna sekwencja rutynowego ujeżdżania Czerwaia przez jakiegoś doświadczonego Fremna, która kończy się dla niego w tragiczny sposób. Pokazanie bezlitosnej i bezstronnej natury tych skurczysynów to główny ból w tej adaptacji Diuny, w moim odczuciu. Podsumowując nie jest to jakieś Imperium Kontratakuje jak to głosi Nolan, ale solidna , doskonale sfilmowania i w miarę możliwości poprowadzona ekranizacja SF. Ode mnie solidne 8/10. Napewno po seansie 4k w pełnej plecie kolorów z HDR w domu będzie znacznie lepiej.