05-03-2024, 09:51
Film widziałem wczoraj wieczorem. "Diuna część 2" ma wiele szalenie mocnych punktów, które jednak oscylują w kategoriach technicznych. Wszystko to co wygląda i brzmi zasługuje na mocne 13 punktów na 10 możliwych. Pustynia piękna (aczkolwiek niezbyt sucha i groźna u Dennisa z jakiegoś powodu), ornitoptery przepiękne (nielogiczne jak fiks, ale piękne), Giedi Prime oszałamia, także dzięki prostemu wyborowi artystycznemu, który zastosowano. Przytłaczająca muzyka Zimmera dodająca filmowi skali, organicznie wmontowana w film, gdzie nie wiadomo do końca czy mówimy o efektach dźwiękowych czy o soundtracku... Doceniam też bardzo wysiłek włożony w to, by była to adaptacja najdalsza od niewolniczych ekranizacji a'la Zack Snyder. Znając książkę (odświeżyłem ją sobie przed premierą) miałem w wielu momentach wrażenie, jakbym oglądał te same wydarzenia, które już znam ale z innej perspektywy.
Niestety, z tego samego powodu i na tle tego jak wiernie zekranizowano część 1, odstępstwa fabularne raziły mnie tym bardziej. W mojej opinii sens i filozofia przedstawiona w książce zostały absolutnie wypaczone. Używam celowo negatywnego określenia, gdyż w mojej ocenie nic ze zmian fabularnych nie doprowadziło do ulepszenia oryginału. Niestety widzę tutaj objaw powszechnej choroby hollywoodzkiej. Scenarzyści i reżyserzy cierpiący na nią ulegają złudzeniu, że oni wiedzą lepiej niż autorzy uznanej i docenianej klasyki i za wszelką cenę prowadzą do zmian. Może jeśli chcecie opowiadać WŁASNE historie, to twórzcie WŁASNE światy i WŁASNE fabuły? Oczywiście rozumiem, że gdyby nie podczepili się pod jakąś markę, to zapewne nie dostaliby pieniędzy na własne oryginalne produkcje.
Dla jasności dodam, że nie przeszkadza mi relegowanie Alii do roli płodu (aczkolwiek przez to czas akcji zredukowano z lat do miesięcy) ani wysuniecie do roli postaci drugoplanowej Chani, która w książce ma dużo mniejszą (w sensie obecności) rolę - tu zastrzeżenie: mam dość oglądania Zendayi jako wkurzonej nastolatki. Rozumiem te wybory i jestem w stanie przymknąć na nie oko, choć żałuję, że nie zobaczyliśmy kilkuletniej dziewczynki mordującej Barona . W paru miejscach czytając Diunę miałem wrażenie, że pewne wydarzenia i postaci można było lepiej wprowadzić bądź wykorzystać. I tutaj to się niekiedy dzieje - za to chwałą scenarzystom.
To co mi przeszkadza, to na przykład to, że Paul przez większość filmu rysowany jest grubą kredką jako na wskroś dobra postać, właściwie bohater. W książce mamy wyraźnie powiedziane: Paul próbuje uniknąć przyszłego Jihadu, ale jednocześnie nie boi się wykorzystać zabobon Bene Gesserit do własnych celów. W filmie to Jessica wpycha go siłą na tę ścieżkę. Niestety, tego nowego Paula nie lubię na tyle, by uznać go za postać do głębi tragiczną. Wszyscy wiemy i wszyscy chcemy, by poszedł po przywództwo, zemścił się na Harkonnenach i zyskał władzę należną mu z racji urodzenia. To wszystko obiecała nam część 1 i należało albo konsekwentnie do tego dążyć (jak w książce) lub zrobić jakąś efektowną woltę - np. zabić Paula w jego pojedynku z Feydem.
Drugim jest broń nuklearna, której z jednej strony z niezrozumiałych w filmie powodów (a wytłumaczonych w książce) nie użyto bezpośrednio przeciw Harkonnenom, a z drugiej zaprzęgnięto do uporania się z metafizyką mocy Paula, który w książce zagroził zniszczeniem przyprawy w bardziej mistyczny ale i wpisujący się w kontekst książki sposób.
I wreszcie nieszczęsne zakończenie, w którym Paul wypowiada wojnę galaktyce - mnie takie "zakończenie" nie ekscytuje, (zwłaszcza, że znowu mamy zakończenie otwarte, bez rozwiązania niektórych, ważnych wątków). Fajnie, że Dennis dostał zielone światło by nakręcić trzeci film, ale nie wiem czy był sens dokonywania kolejnej, fundamentalnej zmiany w fabule książki, która przecież i tak ma swoją kontynuację. Zapachniało serialem, który żebrze cliffhangerem, byle tylko kliknąć "następny odcinek" na streamingu.
Problematyczne są dla mnie przede wszystkim rozmaite pozornie drobne odejścia od fabuły książki, które kumulują się szkodząc całości. Jest to samo w sobie ciekawym eksperymentem, bo "Diuna część 2" jest jakby alternatywną wersją powieści, co może miało w zamierzeniu odświeżenie tej historii, ale jak dla mnie nie bardzo się udało. Poza koniecznością zemsty na Harkonnenach i sprawiedliwości dla Paula nie widziałem i nie czułem dużej stawki (Jihad galaktyczny), przez co film jednak, pomimo wszystkich zabiegów wizualnych i dźwiękowych, traci na skali. Skoro Dennis jest takim fanem Diuny, to po co go zmieniał?
Podsumowując - "Diuna część 2" jeszcze bardziej niż część pierwsza stroniąc od polityki, wybielając Paula i redukując do minimum mistykę oryginału jest wybitnym (na dzisiejsze czasy) filmem SF o wspaniałych wartościach produkcyjnych. Z drugiej jednak strony przez brak szacunku do materii źródłowej scenarzyści dostają ode mnie żółtą kartkę.
Film wspaniały (9/10), adaptacja taka sobie (7/10).
PS Dziękuję bardzo Cinema City Bonarka w Krakowie za pofalowany ekran, który wzmacniał poczucie, że patrzymy na wydmy na pustyni. Obudziłem się zbyt późno i gdy chciałem kupić bilety, to nie było już sensownych miejsc do Imaxa (w Krakowie jest to najnowsza sala kinowa, wiec zakładam, że jakościowo nadal jest również najlepsza).
Niestety, z tego samego powodu i na tle tego jak wiernie zekranizowano część 1, odstępstwa fabularne raziły mnie tym bardziej. W mojej opinii sens i filozofia przedstawiona w książce zostały absolutnie wypaczone. Używam celowo negatywnego określenia, gdyż w mojej ocenie nic ze zmian fabularnych nie doprowadziło do ulepszenia oryginału. Niestety widzę tutaj objaw powszechnej choroby hollywoodzkiej. Scenarzyści i reżyserzy cierpiący na nią ulegają złudzeniu, że oni wiedzą lepiej niż autorzy uznanej i docenianej klasyki i za wszelką cenę prowadzą do zmian. Może jeśli chcecie opowiadać WŁASNE historie, to twórzcie WŁASNE światy i WŁASNE fabuły? Oczywiście rozumiem, że gdyby nie podczepili się pod jakąś markę, to zapewne nie dostaliby pieniędzy na własne oryginalne produkcje.
Dla jasności dodam, że nie przeszkadza mi relegowanie Alii do roli płodu (aczkolwiek przez to czas akcji zredukowano z lat do miesięcy) ani wysuniecie do roli postaci drugoplanowej Chani, która w książce ma dużo mniejszą (w sensie obecności) rolę - tu zastrzeżenie: mam dość oglądania Zendayi jako wkurzonej nastolatki. Rozumiem te wybory i jestem w stanie przymknąć na nie oko, choć żałuję, że nie zobaczyliśmy kilkuletniej dziewczynki mordującej Barona . W paru miejscach czytając Diunę miałem wrażenie, że pewne wydarzenia i postaci można było lepiej wprowadzić bądź wykorzystać. I tutaj to się niekiedy dzieje - za to chwałą scenarzystom.
To co mi przeszkadza, to na przykład to, że Paul przez większość filmu rysowany jest grubą kredką jako na wskroś dobra postać, właściwie bohater. W książce mamy wyraźnie powiedziane: Paul próbuje uniknąć przyszłego Jihadu, ale jednocześnie nie boi się wykorzystać zabobon Bene Gesserit do własnych celów. W filmie to Jessica wpycha go siłą na tę ścieżkę. Niestety, tego nowego Paula nie lubię na tyle, by uznać go za postać do głębi tragiczną. Wszyscy wiemy i wszyscy chcemy, by poszedł po przywództwo, zemścił się na Harkonnenach i zyskał władzę należną mu z racji urodzenia. To wszystko obiecała nam część 1 i należało albo konsekwentnie do tego dążyć (jak w książce) lub zrobić jakąś efektowną woltę - np. zabić Paula w jego pojedynku z Feydem.
Drugim jest broń nuklearna, której z jednej strony z niezrozumiałych w filmie powodów (a wytłumaczonych w książce) nie użyto bezpośrednio przeciw Harkonnenom, a z drugiej zaprzęgnięto do uporania się z metafizyką mocy Paula, który w książce zagroził zniszczeniem przyprawy w bardziej mistyczny ale i wpisujący się w kontekst książki sposób.
I wreszcie nieszczęsne zakończenie, w którym Paul wypowiada wojnę galaktyce - mnie takie "zakończenie" nie ekscytuje, (zwłaszcza, że znowu mamy zakończenie otwarte, bez rozwiązania niektórych, ważnych wątków). Fajnie, że Dennis dostał zielone światło by nakręcić trzeci film, ale nie wiem czy był sens dokonywania kolejnej, fundamentalnej zmiany w fabule książki, która przecież i tak ma swoją kontynuację. Zapachniało serialem, który żebrze cliffhangerem, byle tylko kliknąć "następny odcinek" na streamingu.
Problematyczne są dla mnie przede wszystkim rozmaite pozornie drobne odejścia od fabuły książki, które kumulują się szkodząc całości. Jest to samo w sobie ciekawym eksperymentem, bo "Diuna część 2" jest jakby alternatywną wersją powieści, co może miało w zamierzeniu odświeżenie tej historii, ale jak dla mnie nie bardzo się udało. Poza koniecznością zemsty na Harkonnenach i sprawiedliwości dla Paula nie widziałem i nie czułem dużej stawki (Jihad galaktyczny), przez co film jednak, pomimo wszystkich zabiegów wizualnych i dźwiękowych, traci na skali. Skoro Dennis jest takim fanem Diuny, to po co go zmieniał?
Podsumowując - "Diuna część 2" jeszcze bardziej niż część pierwsza stroniąc od polityki, wybielając Paula i redukując do minimum mistykę oryginału jest wybitnym (na dzisiejsze czasy) filmem SF o wspaniałych wartościach produkcyjnych. Z drugiej jednak strony przez brak szacunku do materii źródłowej scenarzyści dostają ode mnie żółtą kartkę.
Film wspaniały (9/10), adaptacja taka sobie (7/10).
PS Dziękuję bardzo Cinema City Bonarka w Krakowie za pofalowany ekran, który wzmacniał poczucie, że patrzymy na wydmy na pustyni. Obudziłem się zbyt późno i gdy chciałem kupić bilety, to nie było już sensownych miejsc do Imaxa (w Krakowie jest to najnowsza sala kinowa, wiec zakładam, że jakościowo nadal jest również najlepsza).