09-12-2020, 19:43
Powtórka trylogii po latach. Gdy jakiś czas temu odwiedzałem tatę, w telewizji właśnie zaczynała się pierwsza część. Tydzień później trafiłem do jego pokoju akurat gdy oglądał drugą (sceny w alternatywnym roku 1985) - chodziły więc za mną te filmy od jakiegoś czasu, a że dostałem je w prezencie od narzeczonej, w końcu musiałem je sobie przypomnieć.
Nigdy nie byłem wielkim fanem Powrotów do przyszłości, ale chyba właśnie zostałem jednym z nich. Jako dzieciak lubiłem je, bo było dużo akcji, humoru i oczywiście podróże w czasie. Teraz, po tym jak nie widziałem ich od deski do deski jakąś dekadę, a może dłużej, mogłem je docenić o wiele bardziej. Scenariusz pierwszego Powrotu jest doskonały! Praca kamery, montaż, wspaniała muzyka Alana Silvestri'ego - wszystko prezentuje się obłędnie, tworząc niepowtarzalne widowisko. Finał jest jednym z tych, które trwają tak długo, sprawy komplikują się w nim tak często, a napięcie nie tylko sięga zenitu, ono zwyczajnie nie przestaje rosnąć(!), że gdy w końcu Marty'emu udaje się wrócić do 1985 roku, a Doc Brown widzi znikającego DeLoreana i cieszy się jak dziecko na ulicy, wypuściłem z siebie parę, jakbym sam właśnie dokonał czegoś niemożliwego. Fantastyczny film, fantastyczna rozrywka. 9/10, ale już mam ochotę na powtórkę, a piosenka "Power of Love" kotłuje mi się w głowie od tygodnia, więc nie wiem czy po kolejnej powtórce nie dam dychy.
Sequel miał cholerne trudne zadanie, bo musiał ruszyć z miejsca, w którym zakończył się oryginał, a przecież zakończono go gagiem! Podróż do przyszłości nie ma więc zbyt wiele sensu, misja Doca i Marty'ego wypada dość pretekstowo i to tu znajduje się najwięcej nieścisłości scenariuszowych. Przyznam, że poza kilkoma znakomitymi pomysłami (deskolotka, Jaws 19 - "This time it's really really personal" , córka Marty'ego!! ) segment w przyszłości i cały nadmiar ekspozycji w pierwszej połowie filmu lubię najmniej, ale na szczęście Marty w końcu idzie do Biffa (oglądającego Za garść dolarów!) dopytać o Almanach i wtedy dwójka robi się równie dobra, co część pierwsza. Przeżywanie tych samych wydarzeń z innej perspektywy do dziś jest czymś wyjątkowym, no i to w tej części największe wrażenie robią efekty specjalne (szczególnie dwa ujęcia musiałem sobie powtórzyć, tak świetnie się trzymają). Cliffhanger też pierwsza klasa. Rozumiem decyzję z umieszczeniem na końcu drobnego zwiastuna do części III, bo ludzie pewnie zwyzywaliby twórców za urwanie akcji w takim momencie (nie byli wtedy gotowi). To chyba najlepsze zawieszenie akcji do czasu Infinity War. Ocena: 3 na 4 gwiazdki, czyli mocne 7, lub słabe 8 w skali 1-10.
Trzecia część miała ten luksus, że podobnie do oryginału mogła powoli wprowadzać widza w fabułę, nie rzucać go od razu do roku 2015. Dzięki temu ekspozycji jest o wiele mniej, tempo znacznie lepsze, a klimat westernu i wszystkie najważniejsze elementy gatunku, które tu zawarto, są po prostu wspaniałe (zwłaszcza jak się lubi westerny, a ja lubię). W trzeciej części to w końcu Marty, a nie George ma jakiś story arc, musi się czegoś o sobie nauczyć, to także w tej części Doc ma największą rolę, a ich duet działa wspólnie częściej niż kiedykolwiek. Do czasu Batman Begins nie kojarzę drugiego tak emocjonującego finału z pędzącym pociągiem - uwielbiam go. Przyznam szczerze, że choć pierwszą część uważam za najlepszą, to chyba trójkę widziałem najwięcej razy i uważam za najfajniejszą. 9/10
Zakończenie nie ma w sobie za grosz logiki (wehikuł czasu zbudowany na Dzikim Zachodzie!? ), ale puenta i przesłanie są tak proste, oczywiste, że nie wyobrażam sobie, aby to mogło zakończyć się inaczej. Wspaniała trylogia i bardzo dobrze, że Zemeckis trzyma się swojego stanowiska, aby takową pozostała. Żadnych sequeli, spin-offów, ani remake'ów Powrót do przyszłości nie potrzebuje.
Oglądałem wydania od Filmostrady i nie widzę sensu wymiany na nowy remaster, lub UHD, obraz w zupełności mnie satysfakcjonuje (szczególnie trzecia część dobrze się prezentowała, ale ona ogólnie ma super zdjęcia i dużo akcji toczącej się w plenerach za dnia). Gorzej z polską wersją językową w środkowym epizodzie. O ile cz. I i cz. III czyta Brzostyński i ma akceptowalny tekst, tak - nie wiedzieć czemu - część drugą czyta Jan Czernielewski (za którym nie przepadam), czytający totalne bzdury. Następnym razem przy dwójce włączam napisy.
Nigdy nie byłem wielkim fanem Powrotów do przyszłości, ale chyba właśnie zostałem jednym z nich. Jako dzieciak lubiłem je, bo było dużo akcji, humoru i oczywiście podróże w czasie. Teraz, po tym jak nie widziałem ich od deski do deski jakąś dekadę, a może dłużej, mogłem je docenić o wiele bardziej. Scenariusz pierwszego Powrotu jest doskonały! Praca kamery, montaż, wspaniała muzyka Alana Silvestri'ego - wszystko prezentuje się obłędnie, tworząc niepowtarzalne widowisko. Finał jest jednym z tych, które trwają tak długo, sprawy komplikują się w nim tak często, a napięcie nie tylko sięga zenitu, ono zwyczajnie nie przestaje rosnąć(!), że gdy w końcu Marty'emu udaje się wrócić do 1985 roku, a Doc Brown widzi znikającego DeLoreana i cieszy się jak dziecko na ulicy, wypuściłem z siebie parę, jakbym sam właśnie dokonał czegoś niemożliwego. Fantastyczny film, fantastyczna rozrywka. 9/10, ale już mam ochotę na powtórkę, a piosenka "Power of Love" kotłuje mi się w głowie od tygodnia, więc nie wiem czy po kolejnej powtórce nie dam dychy.
Sequel miał cholerne trudne zadanie, bo musiał ruszyć z miejsca, w którym zakończył się oryginał, a przecież zakończono go gagiem! Podróż do przyszłości nie ma więc zbyt wiele sensu, misja Doca i Marty'ego wypada dość pretekstowo i to tu znajduje się najwięcej nieścisłości scenariuszowych. Przyznam, że poza kilkoma znakomitymi pomysłami (deskolotka, Jaws 19 - "This time it's really really personal" , córka Marty'ego!! ) segment w przyszłości i cały nadmiar ekspozycji w pierwszej połowie filmu lubię najmniej, ale na szczęście Marty w końcu idzie do Biffa (oglądającego Za garść dolarów!) dopytać o Almanach i wtedy dwójka robi się równie dobra, co część pierwsza. Przeżywanie tych samych wydarzeń z innej perspektywy do dziś jest czymś wyjątkowym, no i to w tej części największe wrażenie robią efekty specjalne (szczególnie dwa ujęcia musiałem sobie powtórzyć, tak świetnie się trzymają). Cliffhanger też pierwsza klasa. Rozumiem decyzję z umieszczeniem na końcu drobnego zwiastuna do części III, bo ludzie pewnie zwyzywaliby twórców za urwanie akcji w takim momencie (nie byli wtedy gotowi). To chyba najlepsze zawieszenie akcji do czasu Infinity War. Ocena: 3 na 4 gwiazdki, czyli mocne 7, lub słabe 8 w skali 1-10.
Trzecia część miała ten luksus, że podobnie do oryginału mogła powoli wprowadzać widza w fabułę, nie rzucać go od razu do roku 2015. Dzięki temu ekspozycji jest o wiele mniej, tempo znacznie lepsze, a klimat westernu i wszystkie najważniejsze elementy gatunku, które tu zawarto, są po prostu wspaniałe (zwłaszcza jak się lubi westerny, a ja lubię). W trzeciej części to w końcu Marty, a nie George ma jakiś story arc, musi się czegoś o sobie nauczyć, to także w tej części Doc ma największą rolę, a ich duet działa wspólnie częściej niż kiedykolwiek. Do czasu Batman Begins nie kojarzę drugiego tak emocjonującego finału z pędzącym pociągiem - uwielbiam go. Przyznam szczerze, że choć pierwszą część uważam za najlepszą, to chyba trójkę widziałem najwięcej razy i uważam za najfajniejszą. 9/10
Zakończenie nie ma w sobie za grosz logiki (wehikuł czasu zbudowany na Dzikim Zachodzie!? ), ale puenta i przesłanie są tak proste, oczywiste, że nie wyobrażam sobie, aby to mogło zakończyć się inaczej. Wspaniała trylogia i bardzo dobrze, że Zemeckis trzyma się swojego stanowiska, aby takową pozostała. Żadnych sequeli, spin-offów, ani remake'ów Powrót do przyszłości nie potrzebuje.
Oglądałem wydania od Filmostrady i nie widzę sensu wymiany na nowy remaster, lub UHD, obraz w zupełności mnie satysfakcjonuje (szczególnie trzecia część dobrze się prezentowała, ale ona ogólnie ma super zdjęcia i dużo akcji toczącej się w plenerach za dnia). Gorzej z polską wersją językową w środkowym epizodzie. O ile cz. I i cz. III czyta Brzostyński i ma akceptowalny tekst, tak - nie wiedzieć czemu - część drugą czyta Jan Czernielewski (za którym nie przepadam), czytający totalne bzdury. Następnym razem przy dwójce włączam napisy.