12-10-2017, 19:22
Zgadzam się w 100%. Przekleję co napisałem już gdzieś wcześniej:
*****+
(+5/6)
W dobie blockbusterów, w których nie ma szans na choćby mały odpoczynek od nieustannej i nużącej sieczki, Hollywood bierze się za kontynuację filmu, który jest definicją słowa „kultowy”... Nie wiem czy znalazłby się choć jeden fan, który nie był, delikatnie mówiąc, zaniepokojony. Dostaliśmy kilka trailerów, i krótkometrażowych filmów poprzedzających, które ilością akcji, te obawy mocno pogłębiały. I co? Denis Villeneuve tym zabiegiem ściągnął do kina kompletnie wszystkich, ale do rzeszy popcornowych połykaczy bezdusznych akcyjniaków wystawił środkowego palca, wyganiając nawet co po niektórych z sali kinowej w trakcie seansu. Dostarczył nam obraz, zawierający olbrzymie pokłady poszanowania dla pierwszego Blade Runnera. Powolny, klimatyczny, skupiający się na emocjach bohaterów i kontynuujący pytania postawione przez Ridleya Scotta. Przy tym wszystkim nie jest w żaden sposób wtórny w stosunku do oryginału. Poziom napięcia dostarczany przez muzykę i przebieg wydarzeń na ekranie trzyma Cię przez prawie 3h na brzegu fotela. Gosling sprawdza się ze swoim Drive’owym stylem, który idealnie pasuje do Oficera K. Gra przejmująco i przekonywująco zarówno w wątku miłosnym jak i egzystencjalnym. Roger Deakins natomiast... Jezusie... Tego już sie nie da przebić. Wizualne arcydzieło i w końcu Oscar w kieszeni. Wybierając się do kina, wchodzicie do Galerii Sztuki, w której wystawa poświęcona neo-noirowemu sci-fi rzuci Was na kolana. PERŁA.
Małym minusem jest dla mnie brak tego, co 1nka miała na dachu. Poetyckość jest tu podawana przez obraz, przez co trochę mniej pozostaje w głowie niż słowa Roy’a Batty’ego. Nie mniej jednak ten film przerósł moje oczekiwania i jest świetnym dowodem na to, że w dobrych rękach, sequele klasyków to wcale nie taki głupi pomysł.
*****+
(+5/6)
W dobie blockbusterów, w których nie ma szans na choćby mały odpoczynek od nieustannej i nużącej sieczki, Hollywood bierze się za kontynuację filmu, który jest definicją słowa „kultowy”... Nie wiem czy znalazłby się choć jeden fan, który nie był, delikatnie mówiąc, zaniepokojony. Dostaliśmy kilka trailerów, i krótkometrażowych filmów poprzedzających, które ilością akcji, te obawy mocno pogłębiały. I co? Denis Villeneuve tym zabiegiem ściągnął do kina kompletnie wszystkich, ale do rzeszy popcornowych połykaczy bezdusznych akcyjniaków wystawił środkowego palca, wyganiając nawet co po niektórych z sali kinowej w trakcie seansu. Dostarczył nam obraz, zawierający olbrzymie pokłady poszanowania dla pierwszego Blade Runnera. Powolny, klimatyczny, skupiający się na emocjach bohaterów i kontynuujący pytania postawione przez Ridleya Scotta. Przy tym wszystkim nie jest w żaden sposób wtórny w stosunku do oryginału. Poziom napięcia dostarczany przez muzykę i przebieg wydarzeń na ekranie trzyma Cię przez prawie 3h na brzegu fotela. Gosling sprawdza się ze swoim Drive’owym stylem, który idealnie pasuje do Oficera K. Gra przejmująco i przekonywująco zarówno w wątku miłosnym jak i egzystencjalnym. Roger Deakins natomiast... Jezusie... Tego już sie nie da przebić. Wizualne arcydzieło i w końcu Oscar w kieszeni. Wybierając się do kina, wchodzicie do Galerii Sztuki, w której wystawa poświęcona neo-noirowemu sci-fi rzuci Was na kolana. PERŁA.
Małym minusem jest dla mnie brak tego, co 1nka miała na dachu. Poetyckość jest tu podawana przez obraz, przez co trochę mniej pozostaje w głowie niż słowa Roy’a Batty’ego. Nie mniej jednak ten film przerósł moje oczekiwania i jest świetnym dowodem na to, że w dobrych rękach, sequele klasyków to wcale nie taki głupi pomysł.
