27-06-2020, 01:02
A ja chyba nie mam takiej przełomowej dziesiątki, w ogóle nie widzę zbyt wielu przełomowych momentów w rozwoju mojego gustu filmowego, a jeśli już jakieś są, to trudno je sprowadzić do jakiegoś jednego konkretnego tytułu. Może to dlatego, że w sumie filmami bardziej interesuję się dopiero od paru lat - to znaczy oczywiście zawsze coś tam się oglądało, jakieś Star Warsy, Indiany Jonesy, Bondy itp.
Nie mówię, że to złe filmy, ale teraz raczej oglądam inne rzeczy i do tamtych filmów nie mam jakiegoś szczególnego sentymentu. Prędzej powróciłbym do niektórych oglądanych przeze mnie wówczas seriali, szczególnie do Sherlocka Holmesa z Jeremym Brettem w roli tytułowej.
Jeśli już miałbym wymieniać jakieś "przełomowe" tytuły, to na to miano zasłużyłyby dwa. Pierwszy z nich to "Kolorowe pończochy" Janusza Nasfetera z 1960 roku. Film ten, a właściwie jego połowę, bo składa się z dwóch nowel, zobaczyłem po raz pierwszy w liceum - nauczyciel pokazał go na lekcji z wiedzy o kulturze czy czegoś takiego. Trzeba dodać, że wówczas raczej zajmowałem się bardziej muzyką, natomiast filmami - tak jak wspomniałem wyżej, jedynie od czasu do czasu. Bezpośrednio po tamtej lekcji nic się w tej kwestii nie zmieniło, ale jakieś dwa lata później, kiedy kończyłem już liceum, przypomniał mi się ten film, znalazłem go i obejrzałem. Od tamtego czasu jestem wielkim fanem twórczości Janusza Nasfetera.
Myślałem jednak wtedy, że obejrzę te filmy Nasfetera, które uda mi się znaleźć, i na tym się skończy. Jednak pewnego dnia natrafiłem w telewizji na film Andrzeja Wajdy "Wszystko na sprzedaż". Właściwie to natrafiłem na wzmiankę o nim w programie chwilę przed tym, jak miał się zaczynać. Pomyślałem - polski film z lat 60., tak samo jak moje ulubione filmy Nasfetera - warto zobaczyć. No i wówczas nie tylko zostałem fanem Wajdy, a "Wszystko na sprzedaż" stało się jednym z moich ulubionych filmów w ogóle, ale również zacząłem coraz bardziej rozszerzać mój repertuar oglądania i tak rozszerzam go do dziś.
Ale po wspomnianym filmie Wajdy trudno mi wyróżnić jakieś przełomowe momenty - wszystko to jest bardziej rozłożone w czasie. Na przykład - jednym z ważniejszych procesów w kształtowaniu się mojego filmowego gustu było rosnące zainteresowanie kinem azjatyckim, w szczególności japońskim. Pierwszym zobaczonym przeze mnie filmem azjatyckim był "Chungking Express" Wonga Kar-Waia, a pierwszym japońskim - "Straż przyboczna" Kurosawy, ale choć obydwa te filmy bardzo lubię, to nie odczuwam, jakoby któryś z nich miał taki przełomowy charakter jak wspomniane wcześniej filmy polskie. Należałoby raczej wyróżnić cały przegląd najważniejszych filmów Kurosawy, który zorganizowałem sobie w wakacje 2018 roku, a następnie przegląd kompletnej filmografii Yasujiro Ozu, w trakcie trwania którego moje zamiłowanie do kina japońskiego zostało przypieczętowane.
Nie mówię, że to złe filmy, ale teraz raczej oglądam inne rzeczy i do tamtych filmów nie mam jakiegoś szczególnego sentymentu. Prędzej powróciłbym do niektórych oglądanych przeze mnie wówczas seriali, szczególnie do Sherlocka Holmesa z Jeremym Brettem w roli tytułowej.Jeśli już miałbym wymieniać jakieś "przełomowe" tytuły, to na to miano zasłużyłyby dwa. Pierwszy z nich to "Kolorowe pończochy" Janusza Nasfetera z 1960 roku. Film ten, a właściwie jego połowę, bo składa się z dwóch nowel, zobaczyłem po raz pierwszy w liceum - nauczyciel pokazał go na lekcji z wiedzy o kulturze czy czegoś takiego. Trzeba dodać, że wówczas raczej zajmowałem się bardziej muzyką, natomiast filmami - tak jak wspomniałem wyżej, jedynie od czasu do czasu. Bezpośrednio po tamtej lekcji nic się w tej kwestii nie zmieniło, ale jakieś dwa lata później, kiedy kończyłem już liceum, przypomniał mi się ten film, znalazłem go i obejrzałem. Od tamtego czasu jestem wielkim fanem twórczości Janusza Nasfetera.
Myślałem jednak wtedy, że obejrzę te filmy Nasfetera, które uda mi się znaleźć, i na tym się skończy. Jednak pewnego dnia natrafiłem w telewizji na film Andrzeja Wajdy "Wszystko na sprzedaż". Właściwie to natrafiłem na wzmiankę o nim w programie chwilę przed tym, jak miał się zaczynać. Pomyślałem - polski film z lat 60., tak samo jak moje ulubione filmy Nasfetera - warto zobaczyć. No i wówczas nie tylko zostałem fanem Wajdy, a "Wszystko na sprzedaż" stało się jednym z moich ulubionych filmów w ogóle, ale również zacząłem coraz bardziej rozszerzać mój repertuar oglądania i tak rozszerzam go do dziś.
Ale po wspomnianym filmie Wajdy trudno mi wyróżnić jakieś przełomowe momenty - wszystko to jest bardziej rozłożone w czasie. Na przykład - jednym z ważniejszych procesów w kształtowaniu się mojego filmowego gustu było rosnące zainteresowanie kinem azjatyckim, w szczególności japońskim. Pierwszym zobaczonym przeze mnie filmem azjatyckim był "Chungking Express" Wonga Kar-Waia, a pierwszym japońskim - "Straż przyboczna" Kurosawy, ale choć obydwa te filmy bardzo lubię, to nie odczuwam, jakoby któryś z nich miał taki przełomowy charakter jak wspomniane wcześniej filmy polskie. Należałoby raczej wyróżnić cały przegląd najważniejszych filmów Kurosawy, który zorganizowałem sobie w wakacje 2018 roku, a następnie przegląd kompletnej filmografii Yasujiro Ozu, w trakcie trwania którego moje zamiłowanie do kina japońskiego zostało przypieczętowane.
