Dwadzieścia lat temu nasze zestawienia byłyby miejscami bliźniacze. Obecnie ten top powyżej to dla mnie głównie (piękne) sentymenty, które w dużej części mam na półce, chociaż same albumy powędrowały trochę niżej w rankingu płyt życia
Europe - The Final Countdown tutaj jedna z pierwszych fascynacji muzycznych i kilka ważnych wspomnień. Pewnie się powtarzam, ale było:
1/ skakanie w garażu po maluchu ojca z rajstopami na głowie, po tym jak (bodaj) Telexpress pokazał fragment teledysku Final Coundown, a my z Kuzynką potrzebowaliśmy sceny do inscenizacji tego co zobaczyliśmy. Jako prowodyr tego incydentu posmakowałem paska
2/ zbieranie plakatów muzyków zespołu. Wiadomo, że Tempest był najważniejszy, ale Zarzewie rzuciło cotygodniowy cykl plakatów z każdym z członków oddzielnie. Potem całość się łączyła. Pani kioskarka dzielnie odkładała do założonej teczki kolejne numery pisma. Tak to się kiedyś odbywało.
3/ chodzenie po kolędzie jako ministrant i kupienie za kasę z jednej z kolęd właśnie Final Countdown, chociaż mama była oburzona, bo uważała, że bardziej potrzebuję spodni czy innych butów. Tak to było. Teraz nie wracam. Pamiętam, że najbardziej doznawało się przy utworze tytułowym oraz przy łzawej Carrie. Było chyba jeszcze Cherokee. Potem miałem jeszcze na kasecie pirackie wydanie Prisoners in Paradise. Fajny czas.
Bon Jovi - Cross Road Niby fajna składanka, ale niestety brakuje mi tutaj Born to Be my Baby, o którym wspominałem w swoim wpisie. No i nie ma dwóch singlowych ballad: ze Slippery, Never Say Goodbye oraz z Jersey, Living in Sin. Z drugiej strony jakbym znalazł gdzieś tanio to może bym kupił, bo tamte mam na półce, a tutaj sprawę wczesnych płyt załatwia Runaway (które świetnie zabrzmiało w Stranger Things) plus cos tam z momentami dobrej (taką ją zapamiętałem prawie 30 lat temu) Keep the Faith.
Pink Floyd - Dak Side of the Moon Miałem (mam) ją i Wall. Ostatnio w ramach porządków na półce postanowiłem sprzedać obie, bo Dark mi się osłuchała, a Ściana jest zbyt nierówna i pewnie kupię sobie składaka A Foot in the Door (jest na niej połowa Dark Side'u). Żałować będę jedynie, że nie ma na nim pięknej muzycznej miniatury w postaci Very (nie ma jej chyba na żadnej składance)
Marillion - Misplaced Childhood mimo, że mam uczulenie na progresywne granie od wielu lat, to w tym nieco egzaltowanym teatrze Fisha świetnie się odnajduję i czuję. I to pomimo tego, że niektórzy zarzucali im kopiowanie Genesis tego z Gabrielem (a właśnie tego stricte progresywnego Genesis nie lubię - wole bardziej przebojowy i mniej rozbudowany okres z Collinsem...
(za gówniarza leciało w MTV non stop i po latach przyznam, że to pewnie moje top 10 wideoklipów)
... a także Gabriela solo). Chociaż mi cała studyjna czwórka z Rybą plus ten bisajd...
... bardzo podchodzą. A może bardziej podchodziły, bo ostatni raz słuchałem z pięć lat temu. Kiedyś lubiłem też niektóre rzeczy z Hogarthem (miałem fazę na historię, którą wykorzystali na Brave), ale po latach ich granie wydają mi się zbyt sterylne i po amerykańsku radiofriendly. Chociaż Beautiful to wciąż fajny, łzawy kawałek, a tekst do Seasons End dopiero teraz nabiera mocy, gdy zmiany klimatyczne zarysowują się jeszcze bardziej
Przy okazji Misplaced mam i na winylu i na cd.
The Mars Volta - De-loused in comatorium Dla mnie Omar i Cedric to przede wszystkim to co zrobili z At the Drive-in. Pamiętam jak na studiach, na przełomie lat 90 i zerowych, biegałem i szukałem ich płyt w toruńskich sklepach muzycznych. Sprzedawcy rozkładali bezradnie ręce. Mars Volty mam na półce przywołana tutaj jedynkę. Rzecz z kilkoma fantastycznymi momentami. Potem był jeszcze źle nagłośniony koncet w Stodole w 2005, z czasem jednak rozeszły się nasze drogi
Tool - Lateralus Miałem swój czas fascynacji. W czasach gdy Polonia 1 grała teledyski z Undertow, a potem zasłuchiwałem się (jeszcze z kasety) w muzyce z Aenimy. Na wysokości 2020 niekoniecznie lubię, ale jakby ktoś puścił w pubie (jakbym do nich ostatnio chodził ) Stinkfista czy Sober pokiwałbym nóżką.
Do pozostałych rzeczy też pewnie się odniosę, ale teraz czas już spać.
Europe - The Final Countdown tutaj jedna z pierwszych fascynacji muzycznych i kilka ważnych wspomnień. Pewnie się powtarzam, ale było:
1/ skakanie w garażu po maluchu ojca z rajstopami na głowie, po tym jak (bodaj) Telexpress pokazał fragment teledysku Final Coundown, a my z Kuzynką potrzebowaliśmy sceny do inscenizacji tego co zobaczyliśmy. Jako prowodyr tego incydentu posmakowałem paska
2/ zbieranie plakatów muzyków zespołu. Wiadomo, że Tempest był najważniejszy, ale Zarzewie rzuciło cotygodniowy cykl plakatów z każdym z członków oddzielnie. Potem całość się łączyła. Pani kioskarka dzielnie odkładała do założonej teczki kolejne numery pisma. Tak to się kiedyś odbywało.
3/ chodzenie po kolędzie jako ministrant i kupienie za kasę z jednej z kolęd właśnie Final Countdown, chociaż mama była oburzona, bo uważała, że bardziej potrzebuję spodni czy innych butów. Tak to było. Teraz nie wracam. Pamiętam, że najbardziej doznawało się przy utworze tytułowym oraz przy łzawej Carrie. Było chyba jeszcze Cherokee. Potem miałem jeszcze na kasecie pirackie wydanie Prisoners in Paradise. Fajny czas.
Bon Jovi - Cross Road Niby fajna składanka, ale niestety brakuje mi tutaj Born to Be my Baby, o którym wspominałem w swoim wpisie. No i nie ma dwóch singlowych ballad: ze Slippery, Never Say Goodbye oraz z Jersey, Living in Sin. Z drugiej strony jakbym znalazł gdzieś tanio to może bym kupił, bo tamte mam na półce, a tutaj sprawę wczesnych płyt załatwia Runaway (które świetnie zabrzmiało w Stranger Things) plus cos tam z momentami dobrej (taką ją zapamiętałem prawie 30 lat temu) Keep the Faith.
Pink Floyd - Dak Side of the Moon Miałem (mam) ją i Wall. Ostatnio w ramach porządków na półce postanowiłem sprzedać obie, bo Dark mi się osłuchała, a Ściana jest zbyt nierówna i pewnie kupię sobie składaka A Foot in the Door (jest na niej połowa Dark Side'u). Żałować będę jedynie, że nie ma na nim pięknej muzycznej miniatury w postaci Very (nie ma jej chyba na żadnej składance)
Marillion - Misplaced Childhood mimo, że mam uczulenie na progresywne granie od wielu lat, to w tym nieco egzaltowanym teatrze Fisha świetnie się odnajduję i czuję. I to pomimo tego, że niektórzy zarzucali im kopiowanie Genesis tego z Gabrielem (a właśnie tego stricte progresywnego Genesis nie lubię - wole bardziej przebojowy i mniej rozbudowany okres z Collinsem...
(za gówniarza leciało w MTV non stop i po latach przyznam, że to pewnie moje top 10 wideoklipów)
... a także Gabriela solo). Chociaż mi cała studyjna czwórka z Rybą plus ten bisajd...
... bardzo podchodzą. A może bardziej podchodziły, bo ostatni raz słuchałem z pięć lat temu. Kiedyś lubiłem też niektóre rzeczy z Hogarthem (miałem fazę na historię, którą wykorzystali na Brave), ale po latach ich granie wydają mi się zbyt sterylne i po amerykańsku radiofriendly. Chociaż Beautiful to wciąż fajny, łzawy kawałek, a tekst do Seasons End dopiero teraz nabiera mocy, gdy zmiany klimatyczne zarysowują się jeszcze bardziej
Przy okazji Misplaced mam i na winylu i na cd.
The Mars Volta - De-loused in comatorium Dla mnie Omar i Cedric to przede wszystkim to co zrobili z At the Drive-in. Pamiętam jak na studiach, na przełomie lat 90 i zerowych, biegałem i szukałem ich płyt w toruńskich sklepach muzycznych. Sprzedawcy rozkładali bezradnie ręce. Mars Volty mam na półce przywołana tutaj jedynkę. Rzecz z kilkoma fantastycznymi momentami. Potem był jeszcze źle nagłośniony koncet w Stodole w 2005, z czasem jednak rozeszły się nasze drogi
Tool - Lateralus Miałem swój czas fascynacji. W czasach gdy Polonia 1 grała teledyski z Undertow, a potem zasłuchiwałem się (jeszcze z kasety) w muzyce z Aenimy. Na wysokości 2020 niekoniecznie lubię, ale jakby ktoś puścił w pubie (jakbym do nich ostatnio chodził ) Stinkfista czy Sober pokiwałbym nóżką.
Do pozostałych rzeczy też pewnie się odniosę, ale teraz czas już spać.