Żeby nie robić offtopu w temacie o Edge of Tomorrow zacytuję swoje wrażenia po seansie "Obliviona" w osobnym wątku:
O ile Elizjum, na które wybrałem się do kina oglądało się niby nieźle, ale po zastanowieniu się wychodziła głupota za głupotą (niektóre wyłaziły też bez zbytniego zastanawiania się) tak Oblivion cierpi na inne przypadłości. Scenariusz jest niby ok, trzyma się kupy i poważniejszych głupot nie stwierdzono, niestety bolesna jest przeraźliwa wtórność i przewidywalność. Od początku widać, że zanosi się na twista, pierwsze skojarzenia - Moon, Wyspa, Matrix, Seksmisja, scena z budzeniem zahibernowanej - praktycznie copy/paste dialogów z Aliens. Jest w środku filmu taki odcinek na którym sytuacja zaczyna się rozjaśniać i do głowy przychodzi kolejno kilka rozwiązań - i chyba to jest najlepsza część filmu - niestety nie trwa to długo i dość szybko staje się jasne, które z nich jest tym właściwym. Problem polega na tym, że w momencie gdy dowiedziałem się jakie zadanie stanie przed bohaterem, powiedziałem żonie jak film się skończy: poleci tam, wysadzi się w cholerę poświęcając się dla ludzkości, przedtem odstawiając Julię do domku nad jeziorem gdzie znajdzie ją technik nr 52. Co prawda próbowano zmyłki ale gdy z kapsuły wylazł freeman stało się jasne, że miałem rację. Dokładnie ta sama sytuacja była z nieszczęsnym sequelem Trona. Na całe jednak szczęście Oblivion ogląda się znacznie lepiej niż poprzedni film Kosinskiego, co nie znaczy że dobrze. Z początku udaje się tworzyć niezły klimat, do tego strona wizualna miejscami potrafi zachwycić (mój faworyt to scena ze statkami, z kolei most pod którym jechali Jack i Julia wyglądał dość sztucznie), niestety, podobnie jak w Tronie - film jest zbyt drętwy, los postaci mnie nieszczególnie obchodził czy ruszał - aktorstwo i dialogi ot po prostu są, nie wzbudzają emocji, poza tym przydałaby się odrobina humoru bo jest sztywno do bólu. Kolejnym problemem są sceny akcji - ładnie sfilmowano pościg dronów za pojazdem Jacka, ale to w sumie tyle bo ani ta, ani inne sceny akcji nie wzbudzają emocji. Nie wiem, może te kule-szpiegule w roli przeciwników to nie był zbyt trafiony pomysł. Na plus końcoweFuck You Sally
Oblivion nie rozczarował bo niewiele po nim oczekiwałem, ot poprawnie nakręcona kalka ze wszystkiego z czego się dało, nie rażąca żadnymi głupotami, ale i nie porywająca, miejscami nudna. No ale jeśli Kosinski będzie robił takie postępy, to kto wie, może w końcu uda mu się upichcić coś smakowitego.
5/10 - jakby nie ładne widoki nie byłoby po co oglądać, a tak niby można, ale i tak do zapomnienia po jednym seansie.
----
Z góry uprzedzam, że sam więcej o filmie do powiedzenia nie mam, oglądałem trzy lata temu (powyższa opinia została napisana zaraz po seansie), pamiętam już tylko ogólne wrażenie, który było takie se, a z czasem robiło się nawet gorsze.