19-03-2021, 01:36
Half-way through Snyder Cut...
Jest bardzo dobrze, nie nudzi, nie męczy, dużo lepszy flow w scenach, które w wersji kinowej były obsrane kompletnie zbędnymi dokrętkami - jak choćby pierwsze spotkanie Bruce'a z Barrym - tutaj cała scena gra jak należy, podczas gdy durne wstawki Whedona wytrącały z rytmu. Oglądałbym pewnie do końca, ale żona juz nie daje rady, choć ogólnie też jest zadowolona, szczególnie, że dwa razy zaśpiewał Nick Cave.
Może faktycznie trochę za dużo slo-mo, ale ja Snydera ogólnie nieźle trawię, więc bardzo mi to nie przeszkadza, słabe efekty nieco bardziej, ale też do przeżycia.
c.d.n.
Jest bardzo dobrze, nie nudzi, nie męczy, dużo lepszy flow w scenach, które w wersji kinowej były obsrane kompletnie zbędnymi dokrętkami - jak choćby pierwsze spotkanie Bruce'a z Barrym - tutaj cała scena gra jak należy, podczas gdy durne wstawki Whedona wytrącały z rytmu. Oglądałbym pewnie do końca, ale żona juz nie daje rady, choć ogólnie też jest zadowolona, szczególnie, że dwa razy zaśpiewał Nick Cave.
Może faktycznie trochę za dużo slo-mo, ale ja Snydera ogólnie nieźle trawię, więc bardzo mi to nie przeszkadza, słabe efekty nieco bardziej, ale też do przeżycia.
c.d.n.

). Walka WW w Londynie wyglądała żenująco, niemal tak samo żenująco jak walka komputerowego Neo z setką Smithów
. AR 4:3. Nie wiem co stało za tym, żeby wykorzystać ten format, ale przez ten zabieg straciło się poczucie przestrzeni i wszystko wydawało mi się strasznie ciasne, telewizyjne i... mało filmowe ¯\_(ツ)_/¯. Muzyka w scenach slow-mo i same sceny slow-mo. Masakra. Tandetny kicz. W zamierzeniu miło być pewnie emocjonująco-epicko, tymczasem w głowie miałem -_-' i "jprdl". Widocznie nie moja estetyka, chociaż na podobnych scenach slow-mo z 300 moje wrażenia były zdecydowanie odmienne. I największy minus dla mnie jak do tej pory - całe te 2 godziny były jak płaska linia EKG. Zero jakiejkolwiek sinusoidy i pików emocji, zaangażowania, przejęcia się losem bohaterów, rozbawienia. Nic, null, nada, zero.