Mam deja vu 
Ostatnio obrażali sie za nazwanie kina superhero "kINEM". Dziś piszą o dwóch filmach Nolana, że "są dla ynteligentów". Kali ukraść krowa czy Kalemu ukradli krowa?
Dziecinada.
Szkoda tylko, że coś co ma w założeniu bawić (kino to wszak rozrywka), antagonizuje ludzi.
Skończcie już te debaty nad ilością cukru w cukrze, bo i tak zawsze wyjdzie, że Wasze oceny są jak Wasze dup... Każdy ma swoją i przy swojej pozostanie. I pewnie nawet nie musiałbym tej oczywistości pisać, gdyby nie to, że tradycyjnie forumowe frakcje zamiast poprzestać na wymianie argumentów, wchodzą na poziom inwektyw.
Co do samego Nolana, a konkretnie Incepcji i Interstellar, to trzeba mieć naprawdę ogromną fantazję, żeby to traktować inaczej, niż w kategorii kina rozrywkowego. Doszukiwanie się w tych filmach głębszych wartości i ukrytych znaczeń, a następnie przy ich braku obniżanie z tego powodu oceny... no można, tylko po co? Dla jednych "popracowy odmóżdżacz" to Szybcy i Wściekli, dla innych wspomniane filmy na "I". Inny ton ale efekt taki sam - fun.
Problem polega na tym, że jesteśmy w stanie przymknąć oko na latajace samochody, ale już od koncepcji nolanowskich czarnych dziur czy szkatułkowej teorii snów, wymagamy naukowej precyzji.... a po co? Od kiedy to Nolan stał się twórcą filmów naukowych (nie mylić z naukową fikcją) lub filozoficznych?
Zarzuty o przesadną ekspozycję pomijam. Jak się tworzy blocbustera, który - mimo tego co napisałem powyżej - wchodzi stopniem komplikacji jednak na ciut wyższy poziom, to niestety cenę "dotłumaczenia" przeciętnemu popcornożercy trzeba ponieść.
PS. Kolega dakatri.drache kilka postów wyżej ciekawie opisał kwestię oceniania filmów przez pryzmat własnych oczekiwań. Bardzo ciekawy post. I nie chodzi o to czy się z nim zgadzamy czy nie - po prostu daje do myślenia.

Ostatnio obrażali sie za nazwanie kina superhero "kINEM". Dziś piszą o dwóch filmach Nolana, że "są dla ynteligentów". Kali ukraść krowa czy Kalemu ukradli krowa?

Dziecinada.
Szkoda tylko, że coś co ma w założeniu bawić (kino to wszak rozrywka), antagonizuje ludzi.
Skończcie już te debaty nad ilością cukru w cukrze, bo i tak zawsze wyjdzie, że Wasze oceny są jak Wasze dup... Każdy ma swoją i przy swojej pozostanie. I pewnie nawet nie musiałbym tej oczywistości pisać, gdyby nie to, że tradycyjnie forumowe frakcje zamiast poprzestać na wymianie argumentów, wchodzą na poziom inwektyw.
Co do samego Nolana, a konkretnie Incepcji i Interstellar, to trzeba mieć naprawdę ogromną fantazję, żeby to traktować inaczej, niż w kategorii kina rozrywkowego. Doszukiwanie się w tych filmach głębszych wartości i ukrytych znaczeń, a następnie przy ich braku obniżanie z tego powodu oceny... no można, tylko po co? Dla jednych "popracowy odmóżdżacz" to Szybcy i Wściekli, dla innych wspomniane filmy na "I". Inny ton ale efekt taki sam - fun.
Problem polega na tym, że jesteśmy w stanie przymknąć oko na latajace samochody, ale już od koncepcji nolanowskich czarnych dziur czy szkatułkowej teorii snów, wymagamy naukowej precyzji.... a po co? Od kiedy to Nolan stał się twórcą filmów naukowych (nie mylić z naukową fikcją) lub filozoficznych?
Zarzuty o przesadną ekspozycję pomijam. Jak się tworzy blocbustera, który - mimo tego co napisałem powyżej - wchodzi stopniem komplikacji jednak na ciut wyższy poziom, to niestety cenę "dotłumaczenia" przeciętnemu popcornożercy trzeba ponieść.
PS. Kolega dakatri.drache kilka postów wyżej ciekawie opisał kwestię oceniania filmów przez pryzmat własnych oczekiwań. Bardzo ciekawy post. I nie chodzi o to czy się z nim zgadzamy czy nie - po prostu daje do myślenia.
