Jesli ktoś musiał wysilać umysł na Incepcji to wyrazy współczucia z mojej strony.
A że tematyka snu daje teoretycznie nieograniczone możliwości, trudno mi czuć się usatysfakcjonowanym, kiedy twórcy praktycznie z nich nie korzystają. Owszem, znazlazłyby się udane momenty, wystarczająco, bym film postawił na półce i kilka razy do niego wrócił (choć nie pamiętam kiedy zaliczyłem ostatni seans), ale wciąż postrzegam "Incepcję" w negatywnym świetle płynącym przede wszystkim z ogromnego rozczarowania, które jakoś nie przestaje bruździć przy każdym kolejnym seansie.
Nie ma czegos takiego jak "obiektywnie" w ocenie jakichkolwiek filmów. Może być w ocenie ich popularności wśród widzów czy krytyków zmierzonej w taki lub inny sposób, ale nie da się obiektywnie stwierdzić, że film A jest lepszy od filmu B. No chyba, że dla kogoś lepszy film to ten który więcej zarobił, z tym, że wtedy najlepszym filmem w historii kina jest Avatar.
Exactly.
Cytat:Nigdy nie kumałem właśnie ludzi, którzy oceniają film według tego czy film spełnił subiektywne oczekiwania. Takowe często są budowane poprzez zwiastuny lub ogólnie kampanie promocyjne przekłamujące klimat filmu.I dlatego ocena zmienia się z seansu na seans - przy powtórce, gdy człowiek już wie czego się spodziewać, odpada czynnik rozczarowania tym, że film był czymś innym niż się spodziewano, co sprzyja bardziej satysfakcjonującemu doświadczeniu.
Sokal napisał(a):Doszukiwanie się w tych filmach głębszych wartości i ukrytych znaczeń, a następnie przy ich braku obniżanie z tego powodu oceny... no można, tylko po co?Oczekuję, że film, który pozuje na poważny i przemyślany będzie, uwaga, poważny i przemyślany - tymczasem prócz nolanowskiej "gromkopierdności" dostaję full ekspozycji, która potem, jak się okazuje, wcale nie oddaje realiów przedstawionych, bo akurat w danym wypadku zachodzi wyjątek od reguły - film nie trzyma się zasad, które sam ustala, jednocześnie nie wykorzystując posiadanego potencjału, teoretycznie za sprawą ograniczeń, które niby wyjaśnia, ale które nie trzymają się kupy. Do tego przynudza kiepskimi scenami akcji (segment zimowy w szczególności). Nie jest więc dla mnie ani spójną, przemyślaną konstrukcją, ani też dobrą rozrywką, ponieważ, poniekąd za sprawą wspomnianych nieścisłości tyczących się zasad działania świata przedstawionego (co się objawia wyjmowaniem z kapelusza nowych "haczyków" to jest zmieniania w biegu zasad wczesniej tłumaczonych przez długie minuty, vide: kwestia limbo czy jak się to tam zwało) burzy moje zaangażowanie i sprawia, że w pewnym momencie mam, kolokwialnie rzecz ujmując, "wyjebane" na to, co widzę na ekranie.
A że tematyka snu daje teoretycznie nieograniczone możliwości, trudno mi czuć się usatysfakcjonowanym, kiedy twórcy praktycznie z nich nie korzystają. Owszem, znazlazłyby się udane momenty, wystarczająco, bym film postawił na półce i kilka razy do niego wrócił (choć nie pamiętam kiedy zaliczyłem ostatni seans), ale wciąż postrzegam "Incepcję" w negatywnym świetle płynącym przede wszystkim z ogromnego rozczarowania, które jakoś nie przestaje bruździć przy każdym kolejnym seansie.
Marian_Paz napisał(a):, natomiast obiektywnie jest zupełnie odwrotnie.Woo-hoo, to już jest bzdurzenie na poziomie grand master.
Nie ma czegos takiego jak "obiektywnie" w ocenie jakichkolwiek filmów. Może być w ocenie ich popularności wśród widzów czy krytyków zmierzonej w taki lub inny sposób, ale nie da się obiektywnie stwierdzić, że film A jest lepszy od filmu B. No chyba, że dla kogoś lepszy film to ten który więcej zarobił, z tym, że wtedy najlepszym filmem w historii kina jest Avatar.
sebas napisał(a):Mam wrażenie, że takie rozumowanie jak Twoje to po prostu próba pokazania jaki to masz wysublimowany gust i jaki to jesteś inteligentny. Tymczasem osoba która jest istotnie inteligentna, nie musi tego udowadniać czy manifestować. To po prostu widać.
Exactly.
