23-01-2023, 17:44
Kochanie, zmniejszyłem dzieciaki (1989) Disney+ - tego filmu nie oglądałem pewnie ze 30 lat i pamiętam go albo z naszej telewizji albo z wypożyczonego VHSa. Szukałem czegoś, co mógłbym zapodać dzieciakom i pomyślałem, że ten tytuł może przypaść im do gustu. Do dziś mam słabość do produkcji z lat 80 i 90, w których dokonywano z sukcesami mariażu technologii i komedii - "Powrót do przyszłości" i "Pogromcy duchów" to oczywiście czołowi przedstawiciele tej kategorii. "Kochanie, zmniejszyłem dzieciaki" jest gdzieś kilka stopni poniżej jej podium, ale mimo to jest to familijny film godny polecenia. Główny bohater, Wayne Szalinski to typowy, lekko szalony naukowiec z gatunku dr Emmeta Browna czy Egona Spenglera, ale z twistem, którym jest posiadanie rodziny. Pracuje on nad niezwykłym wynalazkiem - maszyną umożliwiającą natychmiastową miniaturyzację dowolnego obiektu. Na skutek nieszczęśliwego zbiegu okoliczności (i, nie ukrywajmy, rażącego zaniedbania zasad bezpieczeństwa ze strony wynalazcy) maszyna zmniejsza dzieci Szalinskich oraz ich sąsiadów do rozmiarów rzędu połowy centymetra. Film jest ciepłą, zwariowaną komedią dla całej rodziny, z wyczuciem doprawioną udanymi zdjęciami trickowymi i olbrzymią ilością ciekawych dekoracji. Dzieci zmuszone do odbycia podróży przez trawnik przed domem Szalinskich odbywają jednocześnie swoje własne małe-wielkie podróże, zawiązując przyjaźnie i miłości oraz zmieniając swoje podejście do świata. Szczerze polecam.
Kochanie, zwiększyłem dzieciaka (1992) Disney+ - po sukcesie seansu pierwszej części, zasiedliśmy z młodzieżą do konsumpcji sequela. Tego filmu nie pamiętałem z dzieciństwa, więc nie wiedziałem czego się spodziewać. Miałem jednak nadzieję, że można spodziewać się ze strony tego filmu przynajmniej rozrywki na dobrym poziomie. Niestety - jak się okazuje scenariusz do filmu został napisany oryginalnie jako niezależna produkcja i dopiero po sukcesie "Kochanie, zmniejszyłem dzieciaki" producenci Disney'a postanowili oryginalny tekst wepchnąć w ramy sequela. Widać to m.in. po tym, że dla aktorki grającej córkę Szalińskiego nie znaleziono w sequelu miejsca i po jednej scenie na początku filmu... odsyła się ją do college'u i słuch po niej ginie. Nie wiem co nie zagrało, ale film jest po prostu nudny z jednej strony, a z drugiej frustrujący. Nie trudno się domyślić, że rozwiązaniem problemu jest użycie promienia zmniejszającego z pierwszego filmu, lecz z jakiegoś powodu Szaliński nie wpada na ten pomysł aż do 3ciego aktu. Samo wydostanie tego urządzenia z magazynu jest niepotrzebnie rozciągnięte, co skłania mnie do opinii, że ten fragment dopisano by wydłużyć film do niezbędnych 89 minut. Kiedy już maszyna znajduje się w rękach Szalińskiego, oznajmia on, że dziecko musiałoby stać w miejscu przez 11 sekund i stąd wynika żart, bo dziecko nie ustoi w miejscu ani chwili. Tymczasem jednak naliczyłem przynajmniej kilka momentów, gdy dziecko stoi w miejscu kilkanaście sekund i można byłoby spokojnie je zmniejszyć. Z jakiegoś powodu (czyt. film by się przedwcześnie skończył) Szaliński nie wykorzystuje tych film. Jak dla mnie żarty były przewidywalne a dodatkowo film ucierpiał przez zmniejszenie liczby bohaterów. "Kochanie, zmniejszyłem dzieciaki" przedstawia naturalny i bardzo przejrzysty obraz dwóch rodzin, na które składa się łącznie aż 8 osób. Jest to swego rodzaju ensamble movie. "Kochanie, zwiększyłem dzieciaka" opiera się przede wszystkim na osobie wynalazcy, jego żony i syna. Niestety te postaci same w sobie nie są zbyt ciekawe, gdyż mają wyłącznie wykonać konkretne zadania i zareagować na wydarzenia (np. starszy syn Szalińskiego ostatnie 30 min filmu spędza... w kieszeni powiększonego malucha). Samo dziecko zaś wypowiada pojedyncze słowa i nie kwalifikuje się jako postać dramatyczna W dodatku, o ile "Kochanie, zmniejszyłem dzieciaki" zabiera nas na wycieczkę po zaskakująco interesującej krainie trawnika w mikro skali, o tyle sequel ogranicza się do pokazywania powiększonego na greenscreenie dziecka traktującego wszystko naokoło jak zabawki. Absolutnie - zawód.
Kochanie, zwiększyłem dzieciaka (1992) Disney+ - po sukcesie seansu pierwszej części, zasiedliśmy z młodzieżą do konsumpcji sequela. Tego filmu nie pamiętałem z dzieciństwa, więc nie wiedziałem czego się spodziewać. Miałem jednak nadzieję, że można spodziewać się ze strony tego filmu przynajmniej rozrywki na dobrym poziomie. Niestety - jak się okazuje scenariusz do filmu został napisany oryginalnie jako niezależna produkcja i dopiero po sukcesie "Kochanie, zmniejszyłem dzieciaki" producenci Disney'a postanowili oryginalny tekst wepchnąć w ramy sequela. Widać to m.in. po tym, że dla aktorki grającej córkę Szalińskiego nie znaleziono w sequelu miejsca i po jednej scenie na początku filmu... odsyła się ją do college'u i słuch po niej ginie. Nie wiem co nie zagrało, ale film jest po prostu nudny z jednej strony, a z drugiej frustrujący. Nie trudno się domyślić, że rozwiązaniem problemu jest użycie promienia zmniejszającego z pierwszego filmu, lecz z jakiegoś powodu Szaliński nie wpada na ten pomysł aż do 3ciego aktu. Samo wydostanie tego urządzenia z magazynu jest niepotrzebnie rozciągnięte, co skłania mnie do opinii, że ten fragment dopisano by wydłużyć film do niezbędnych 89 minut. Kiedy już maszyna znajduje się w rękach Szalińskiego, oznajmia on, że dziecko musiałoby stać w miejscu przez 11 sekund i stąd wynika żart, bo dziecko nie ustoi w miejscu ani chwili. Tymczasem jednak naliczyłem przynajmniej kilka momentów, gdy dziecko stoi w miejscu kilkanaście sekund i można byłoby spokojnie je zmniejszyć. Z jakiegoś powodu (czyt. film by się przedwcześnie skończył) Szaliński nie wykorzystuje tych film. Jak dla mnie żarty były przewidywalne a dodatkowo film ucierpiał przez zmniejszenie liczby bohaterów. "Kochanie, zmniejszyłem dzieciaki" przedstawia naturalny i bardzo przejrzysty obraz dwóch rodzin, na które składa się łącznie aż 8 osób. Jest to swego rodzaju ensamble movie. "Kochanie, zwiększyłem dzieciaka" opiera się przede wszystkim na osobie wynalazcy, jego żony i syna. Niestety te postaci same w sobie nie są zbyt ciekawe, gdyż mają wyłącznie wykonać konkretne zadania i zareagować na wydarzenia (np. starszy syn Szalińskiego ostatnie 30 min filmu spędza... w kieszeni powiększonego malucha). Samo dziecko zaś wypowiada pojedyncze słowa i nie kwalifikuje się jako postać dramatyczna W dodatku, o ile "Kochanie, zmniejszyłem dzieciaki" zabiera nas na wycieczkę po zaskakująco interesującej krainie trawnika w mikro skali, o tyle sequel ogranicza się do pokazywania powiększonego na greenscreenie dziecka traktującego wszystko naokoło jak zabawki. Absolutnie - zawód.