Filmozercy.com | Forum

Pełna wersja: Obcy - seria
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19
(24-09-2018, 14:08)Gieferg napisał(a): [ -> ]AVP, które jadą na znanej nazwie we współczesnym kinie NIE brakuje.
Może i nie brakuje, ale AvP jest ciężko zepsuć do końca. Mimo, że film błyskotliwy nie był, to obecność Predatora i Aliens robi swoje. Nawet AvP 2 obejrzałem kilka razy. Wystarczy naprawdę niewiele by zrobić z tego widowisko na miarę Alien i Alien 2 - przede wszystkim przenieść akcję do lat wcześniej wspomnianych filmów i nie pisać scenariusza na kolanie.
Żeby osiągnąć to co w Alien, chyba jednak trzeba sporo, czego dowodem są wszystkie produkcje po. Jasne, lubiłem Aliens, podjarka w kinie za młodu etc. i o dziwo, nawet nie zestarzał się tak źle jak się spodziewałem. Nadal jednak jest to film o klasę gorszy niż Alien. Po nich jest przepaść, której dno dumnie wyznaczają groteskowe Prometheus i Covenant.
Wydaje mi się , że ciężko się scenarzystom i reżyserom za to zabrać. Są to mroczne , szybkie, paskudne kreatury, których celem jest rozmnażanie i zniszczenie. Było już jako horror na statku, było jako horror-akcja w bazie i zabrakło pomysłu na ciąg dalszy. Przy każdym z nich gdyby chcieli robić dalej horror, to powielaliby schemat i robiliby coś podobnego do poprzednich jeśli to miałby być horror. Stąd wejście w mix z Predatorem byłoby idealnym rozwiązaniem gdyby było odpowiednio poprowadzone.
Przepaśc jest dopiero po A3, wcześniej seria była równa jak mało która (10, 10 i 10/10). Ale potem już nie powstał w niej żaden film godny tego by go stawiać na tej samej półce co trzy pierwsze.

A AVP-R to już dno dna.
(24-09-2018, 19:26)Gieferg napisał(a): [ -> ]Przepaśc jest dopiero po A3, wcześniej seria była równa jak mało która (10, 10 i 10/10).
Racja. Wszystkie są bardzo dobre, bo każdy jest inny. Cameron nie powielił pomysłów poprzednika, David Fincher podobnie. Co prawda, wielokrotnie spotkałem się z opinią, że "trójka" jest słaba, ale to wynika z tego, że niektórzy spodziewali się strzelanki w stylu Aliens. A tak  mamy kolejno horror w konwencji s-f, thriller/akcyjniak i dramat w konwencji post-apo. Trzy różne filmy, z odmienną stylistyką, ale wyraźnym wspólnym mianownikiem.
"Czwórka" jest słabsza od nich i to wyraźnie, ale i tak poziom scenariusza lepszy niż w Prometeuszu i Covenant. Moim zdaniem, w Alien Resurrection problemem jest makabryczna stylistyka narzucona przez Jean-Pierre Jeuneta. Niektóre sceny są po prostu niesmaczne. Obsada jest w porządku, scenografia, efekty wizualne są OK. Punkt wyjścia fabuły z klonowaniem Ripley w miarę dobry, ale pomysł z mutacją królowej i hybrydą Obcego z człowiekiem zwyczajnie głupi i zbędny. Można to było inaczej rozwiązać. Jednak to i tak pikuś przy PredAlienie (czy jak to nazwać).
Ridley Scott wyraźnie nie ma pomysłu na tą serię. Scenariusze zarówno Prometeusza jak i Przymierza z mnóstwem głupot i niekonsekwencji.
Ścieżka rozwoju AvP po "dwójce" jak dla mnie stracona.
Kolejny nowy film z tej serii, niestety ma małe szanse na realizacje. A szkoda, bo przykładowo... gra Alien Isolation pokazała, że można tu wymyślić coś ciekawego.
(24-09-2018, 21:11)sebas napisał(a): [ -> ]Racja. Wszystkie są bardzo dobre, bo każdy jest inny. Cameron nie powielił pomysłów poprzednika, David Fincher podobnie. Co prawda, wielokrotnie spotkałem się z opinią, że "trójka" jest słaba, ale to wynika z tego, że niektórzy spodziewali się strzelanki w stylu Aliens. A tak  mamy kolejno horror w konwencji s-f, thriller/akcyjniak i dramat w konwencji post-apo. Trzy różne filmy, z odmienną stylistyką, ale wyraźnym wspólnym mianownikiem.

To, że są różne (tu zgoda) wcale nie oznacza, że są równie dobre. Uważam trójkę za słaby film, a wcale nie oczekiwałem strzelanki. Tego typu kontynuacje jednak są trochę schizofreniczne. Z jednej strony chcemy tego samego (oczekiwania widzów, rozpoznawalność brandu etc) a z drugiej jednak na siłę ma być inaczej. W takim razie po co robić to pod jednym szyldem? Odpowiedź jest prosta. Smile Oczywiście da się zrobić różne filmy w jednym universum, np MCU. Ale tu skutecznie nadali różny ton filmom, a nie zupełnie zmienili konwencję jak np w Alien 3. Ja bym to nawet kupił, bo ta poetyka miała swój urok. I nawet gdyby tam był xenomorf jako wspólny pretekst dla róznego rodzaju impresji w róznych filmowych iteracjach. Ale granie tą samą Ripley w dwóch zupełnie róznych konwencjach? To po prostu nie zadziałało, bo przestałem w to wierzyć. Ripley ze sceny posiłku czy kokpitu kapsuły a hollywoodzki twór z finałowej sceny to dwie zupełnie różne osoby.
Alien 3 to najlepszy film serii. Naturalnie tylko w wersji specjalnej. To, co widzieliśmy w kinach było jednak słabsze niż poprzednie części.
AVP to natomiast dno na w zasadzie każdej płaszczyźnie, a kontynuację wymazalem z pamięci.
Bender napisał(a):. I nawet gdyby tam był xenomorf jako wspólny pretekst dla róznego rodzaju impresji w róznych filmowych iteracjach. Ale granie tą samą Ripley w dwóch zupełnie róznych konwencjach? To po prostu nie zadziałało, bo przestałem w to wierzyć. Ripley ze sceny posiłku czy kokpitu kapsuły a hollywoodzki twór z finałowej sceny to dwie zupełnie różne osoby.

Pierwszy raz spotykam się z takim zarzutem i nie przemawia do mnie ten argument nic a nic, bo zwyczajnie czegoś takiego nie widzę, a film oglądałem ze dwadzieścia razy na przestrzeni ostatnich 25 lat. Postać jest przedstawiona w sposób spójny i logiczny, wszystko co robi, jak i zmiany w zachowaniu są efektem wydarzeń przedstawionych w filmie. Na końcu znajduje się w sytuacji, w której w sumie sama pewnie nie wie po co miałaby jeszcze żyć, a jej decyzja i motywacja ku niej prowadząca odpowiada temu jak ją przedstawiano w poprzednim filmie. Dla mnie film jest perfekcyjny pod każdym względem prócz uzasadnienia skąd się wzięło jajo na "Sulaco" ale to mi nie przeszkadza.

I nie, wersja kinowa wcale nie jest specjalnie słabsza (i ma lepszą scenę finałową, którą sobie dokleiłem do "Special Edition").

Resurrection kiedyś nie lubiłem, ale po tym jak wyglądały wszystkie kolejne filmy (z Prometeuszem włącznie), zacząłem go doceniać - po filmie Jeuneta nic lepszego w tym temacie już nie powstało. Aktualnie ma ode mnie takie 7/10 i przy powtórkach serii już go nie pomijam (co zwykle robiłem w latach 2004-2010). Przy czym w tym wypadku (podobnie jak w przypadku częsci pierwszej) jedyną słuszną wersją pozostaje wersja kinowa.
A zauważyliście taki schemat:

Alien - akcja wolna
Aliens - akcja szybka
Alien 3 - akcja raczej wolna
Alien Ressurection - akcja taka średnio szybka

Alien saga powinna się zakończyć na 3. Resurection nawet nie głupia fabularnie ale klimat już nie ten, ciekawe jakby powrócili na Acheron LV-426 lub i to mój własny pomysł:

W Aliens królowa wyleciała w przestrzeń kosmiczną a jak wiadomo Obcy są bardzo odporni na różne warunki atmosferyczne i gdyby przeżyła i wylądowała albo na:

1. Jakieś innej koloni jak w Aliens
2. Uderzyła w jakąś opuszczoną stacje orbitalną

Uatu_TheWatcher

"Alien vs Predator" to w jakiś sposób interesujący, mimo wszystko mający swoje plusy film. A w czym, by te pozytywne wartości można odszukiwać w tym filmie? Chodzi głównie o zestawienie w jednym obrazie kinowym dwóch potężnych istot: Predatora oraz Xenomorpha, bez względu na cały tok fabularny, gdzie najgorsza była dziwna, bez ładu i składu atmosfera między członkami ekipy Charlesa Weylanda, który wyglądał tak samo jak android Bishop z "Aliens" z 1986r., co wg. mnie sugeruje, że jest to połączenie tego filmu z treścią Uniwersum "Alien"; Bishop to android, który powstał na podobieństwo swojego stwórcy, Charlesa Weylanda, i który został zaprogramowany wg. pewnych wytycznych, możliwe, że wg. wskazówek Weylanda. Tak to można sobie powiązać, wytłumaczyć i chronologicznie połączyć.

Wracając do powyższej produkcji, najchętniej oprócz dialogów, współpracy pomiędzy członkami ekipy Weylanda - których to było za dużo - pracującej w skrytej w lodowej pieczarze na Antarktydzie, lokailzacji, w której znajdowała się piramida różnych kultur, czcząca "Predatora, usunąłbym wątek kobiety mulatki, która pod koniec filmu była jedyną ocalałą z załogi potentata energetycznego i, co najciekawsze sama ocaliła życie "Predatora", przebijając zaostrzoną na końcu jakimś metalicznym grotem, włócznią, cielsko Xenomorpha. Za poświęcenie kobieta została naznaczona przez "Predatora" symbolem wojownika, jeśli te dwa zazębiające się znaki, wypalone kwasem Obcego na jej twarzy oznaczają w języku łowcy: wojownika. Współpraca ta choć ciekawie podkreślona - w końcu dwa różnie stojące w łańcuchu pokarmowym organizmy mogły nawiązać minimalną nić porozumienia - mogłaby być skrócona na rzecz wydłużenia pojedynku między drapieżnikami i finalnego starcia z organizmem Matką Xenomorphów. A kto by ostatecznie zwyciężył? Obcy czy Predator? Nie czytałem komiksów z serii "Alien vs Predator" ani nie grałem w gry o podobnym tytule i znaczeniu. Jednakże z powodu tego, iż w drugiej części Predatora - filmu z 1990r. przez chwilę, w jednej ze scen można było zobaczyć czaszkę xenomorpha wiszącą na ścianie, wśród trofeów Łowcy, większe szanse daję właśnie Predatorowi aka "Łowcy", mimo iż szanse w pojedynku 1 na 1 byłyby wyrównane.

[Obrazek: cx1vy.png]


Filmowi, natomiast, daję ocenę: 6,5/10
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19