Filmozercy.com | Forum

Pełna wersja: Oglądamy filmy z kolekcji...
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
rozumiem, tak jak pamiętam, w scenach takich "relaksacyjny" gdzie nie gadają, dawali dużo kawałków fajnych...

Zobaczycie ile tego jest w MV:

https://miamivice.fandom.com/wiki/Music

a tutaj sam sezon 1:

https://miamivice.fandom.com/wiki/Season_1_Music

mały off top - Miami Vice DVD PL, najlepszy mój zakup zaraz obok Moonlighting Big Grin
Słyszałem, że istnieje jakaś wersja Married with children gdzie nie ma głosu Franka Sinatry w czołówce.
W zwykłej wersji tak było, od któregoś sezonu leciała tylko melodyjka na czołówce.

Obejrzałem dodatki do Jokera. Zaledwie jeden 22-minutowy dokument z kilkoma ciekawymi informacjami + 3 króciótkie clipy, których zawartość znajduje się w tym dłuższym materiale. Szkoda. Film czyta Załuski (nie przepadam za nim, dla mnie już na zawsze będzie on głosem z Discovery), więc przy powtórkach zostaję przy napisach.

A wracając do komentarza reżysera zapodanego przez CivilWar na temat Sophie - jeśli chciał być w tym konsekwentny, to nie zabijałby swojej psycholog w Arkham w ostatniej scenie, co sugerują krwawe ślady, które zostawia na podłodze. Co złego Arthurowi zrobiła jego lekarz? Ale już nie będę drążył, bo jak wspomniałem, ostatnie 10 minut wygląda tak, jakby Phillips nie miał pojęcia w jaki sposób zakończyć swój film.

(12-10-2020, 17:38)Nfsfan83 napisał(a): [ -> ]ja pier... to z grami słyszałem, że takie GTA SA czy Mafia cyfrowe edycje obcieli piosenki ale z serialami!!! to takie wydania do kibla spuścić.

W filmach tego nie ma? Czy się mylę i np taki Dirty Dancing obcieli na BD z piosenek Tongue

A Miami Vice kopalnia klasyków na BD też wykastrowali?

A co cię to obchodzi? Przecież i tak planujesz trzymać się DVD dłużej niż będzie grał WOŚP.
chyba będzie GRAŁA Wośp- bo to ONA Orkiestra owsika
Po trzynastu miesiącach w końcu udało mi się zakończyć powtarzanie klasycznej serii o Batmanie. Zajęło mi to tyle, że pewnie niedługo znowu sięgnę po filmy Burtona. Smile

Batman i Robin Joela Schumachera często zajmuje wysokie miejsca (nawet pierwsze) na listach najgorszych adaptacji komiksu, najgorszych superhero movies, lub filmów w ogóle. Dla mnie to abstrakcja, pokazująca jak wielu złych filmów ludzie jeszcze nie widzieli.

[Obrazek: AdventurousFlakyAngelwingmussel-size_restricted.gif]

B&R został skopany przez niezdecydowanie przy obraniu konwencji. Schumacher musiał zaspokoić chciwych producentów i nakręcić czwartego Batmana jako: a) reklamę zabawek, b) filmu dla całej rodziny + chciał zaspokoić fanów i dodał od siebie: c) camp z lat 60-tych, a także d) swoje dziwaczne, seksualne podteksty. W efekcie otrzymaliśmy przestylizowany blockbuster, w którym nieśmiertelni bohaterowie latają beztrosko po kolorowym mieście, rzucając co chwila komicznymi tekstami, między innymi komentując kształty Poison Ivy w niejednoznaczny sposób, czego nie wyłapią młodsi widzowie. Miał powstać film dla każdego, a powstał przegięty na maksa twór, w którym niewielu dostrzeże coś dla siebie. Ma on jednak dobre strony, tylko schowane pod grubą warstwą kiczu i plastikowych sopli lodu.

Wszystkim rozczarowanym Batmanem i Robinem zawsze polecam przeczytać jego komiksową adaptację. Pozbawiona powłoki żenującej realizacji i aktorstwa, pokazuje że film opowiada naprawdę solidną historię, dobrze prowadzącą wszystkie wątki, prezentującą wiarygodną przemianę bohaterów, bez większych zgrzytów logicznych w fabule. Nie będę bronił bardziej dostrzegalnych uproszczeń scenariusza, kiepskiej reżyserii Schumachera, czy średnich zdjęć Stephena Goldblatta (skąd taki spadek po świetnie sfotografowanym Foreverze?), ale zawsze będę powtarzać, że nawet jeśli uważacie ten film na kupę, to warto dać mu jeszcze jedną szansę i dostrzec jego walory rozrywkowe, lub docenić choćby dobrą muzykę Elliota Goldenthala (to zalety jakich wiele gniotów nie posiada). B&R nie jest dobrym filmem, ale uważam, że krytyka obu Batmanów Schumachera - barwnych filmów rozrywkowych stworzonych z pasją - jest czymś, co już dawno powinno przeminąć. 4/10

Nowy remaster wygląda bardzo dobrze, być może najlepiej ze wszystkich Batmanów na Blu. Oglądałem wersję z napisami, bo z dubbingiem przy tej produkcji jest mi nie po drodze. Tongue


Po niesławnym Batmanie przyszła pora na poważniejszy repertuar. We wrześniu minęło 25 lat od premiery filmu, co przypomniało mi, że nie widziałem go już siedem lat.

[Obrazek: aWhqmsK.gif]

Se7en to skończone arcydzieło, które wciąż robi na mnie wstrząsające wrażenie. Myślę, że zrealizowano je w szczytowym momencie Hollywood i odpowiadali za nie odpowiedni ludzie w odpowiednim czasie, dzięki czemu powstał kryminał ostateczny, który (na współkę z Milczeniem owiec) stał się królem gatunku i nic od tego czasu nie może go przebić. I nie przebije, nie da się. Historia detektywów Millsa i Somerseta jest na tyle aktualna, przemyślana, dopracowana, genialnie wyreżyserowana i trzymająca w napięciu, że nawet za kolejnych 25 lat się nie zestarzeje. Końcowe deklaracje Johna Doe były prorocze względem samego filmu: wielu nawet nie jest w stanie pojąć wielkości tego dzieła, ale będzie on studiowane, powtarzane i rozpamiętywane... na wieki.

O finałowej scenie z pudłem napisano już chyba wszystko, więc nie będę wyważał otwartych drzwi. Napiszę tylko, że w Siedem nawet spokojne sceny, takie jak dialog Williama z Tracy przy śniadaniu, to ogrom emocji osiąganych wyłącznie nastrojem i wielką grą aktorską. Po prostu wow.

Oczywiste 10/10, Fincher nigdy wcześniej i nigdy później nie zbliżył się do tego poziomu... Mało jaki film się do niego zbliża.

Obraz na Blu-ray to miazga w porównaniu z gazetowym DVD, na którym oglądałem film po raz pierwszy (i ze dwa kolejne) przed laty, ale tłumaczenie w obu przypadkach wypada znacznie słabiej (czyt. łagodniej). Oglądałem wersję z napisami, co było dobrą decyzją, bo później puściłem sobie kilka scen z lektorem, który w jednej z nich kompletnie przestał czytać kwestie (WTF?).


A dzisiaj na dobry weekend strzeliłem sobie powtórkę Watchmen Zacka Snydera.

[Obrazek: LimpInferiorAsp-size_restricted.gif]

Z jednej strony uważam Strażników za klimatyczną, fenomenalnie sfotografowaną adaptację komiksu, która wyprzedziła swoje czasy. Musi coś w sobie mieć, skoro obejrzałem ją już piąty raz i na pewno nie ostatni. Z drugiej, mam z nią kilka problemów, przez które moja ocena filmu od lat oscyluje w rejonach 6-8 punktów na dziesięć możliwych. Postaram się opisać je najzwięźlej jak potrafię.

Pierwszy problem to brak wyczucia Snydera. Niektóre jego decyzje po prostu do mnie nie trafiają (żałuję że nie miał nad sobą producenta, który by go stopował). Przemoc bywa przerysowana aż do przesady, zajawki sugerujące ojcostwo Komedianta są nazbyt oczywiste, a dobór muzyki czasami wzbudza uśmiech politowania ("Hallelujah" Leonarda Cohena podczas seksu to, jak to się teraz mówi, spory cringe). Drugi problem to efekty specjalne. Nawet najbardziej dopieszczone, najbardziej szczegółowe CGI w jego filmach, przy których za vfx odpowiada John “DJ” DesJardin, razi sztucznością rodem z gry komputerowej. Obiektom brakuje wagi, a aktorzy mocno odstają od ewidentnie nieprawdziwych teł. Ostatni problem to odczuwalny czas trwania. Nie nazwę Watchmen filmem nudnym, ale znam inne 165-minutowe produkcje, które po prostu zlatują mi szybciej. Może ma to związek z tym, że za szczyt filmu uważam sceny w więzieniu, a po odbiciu Rorschacha przez Laurie i Daniela reszta nie jest już taka ekscytująca. Finał miejscami męczy ciągłymi nieskutecznymi atakami superbohaterów na Ozymandiasa, a także jego wiarą w to, że pokonał Dr. Manhattana (który wraca po minucie, więc nawet nie było czasu, aby widz mógł uwierzyć, że naprawdę zginął). Za największy grzech kulminacji uważam jednak scenę zabicia Rorschacha - nie emocjonuje mnie tak, jak powinna śmierć jednego z głównych bohaterów. Okrzyk "Noooo!" Nocnego Puchacza wypada karykaturalnie i zupełnie nie rozumiem, po co to w ogóle było? Tzn. wiem, bo tak było w powieści Alana Moore'a, ale nie wszystko co dobre w komiksie, musi być dobre w kinie. Czy Manhattan nie mógł wysłać Rorschacha w głąb bieguna, tak aby ten zamarzł zanim znajdzie najbliższych ludzi? Albo teleportować go do więzienia o zaostrzonym rygorze w jakimś kraju trzeciego świata, skąd by się nigdy nie wydostał? Musiał robić z niego sos pomidorowy na oczach jego jedynego przyjaciela? To również problem braku wyczucia Snydera, czyt. punkt pierwszy.

Oglądałem wersję kinową z napisami. Obraz na Blu jest doskonały, a zdjęcia to czołówka gatunku. Będę do tego wracać choćby dla nich i jednych z najlepszych napisów początkowych jakie znam.
Watchmen tylko dir cut, 10/10, najwyższy czas na kolejny seans.
Cytat:Ocena winduje na 9/10. Już nie mam wątpliwości, że to moja ulubiona część serii i najlepsze kino akcji minionej dekady (sorry Fury Road).
A ja widziałem toto raz (6/10), parę miesięcy temu, pamiętam tylko ten finał z helikopterami, i wiem, że nigdy więcej nie obejrzę, podczas gdy Fury Road (10/10) chyba wkrótce doczeka się piątej powtórki.
Cytat:Oczywiste 10/10, Fincher nigdy wcześniej i nigdy później nie zbliżył się do tego poziomu... Mało jaki film się do niego zbliża.
Alien 3 says hi.
A że później się nie zbliżył - pełna zgoda.

Dawno nie widziałem Se7en, to jeden z tych filmów, którym daję 10/10 ale trudno mi się zmusić, by je ponownie obejrzeć i każdy kolejny seans jest poprzedzony dłuższym okresem przygotowywania się psychicznego do tego traumatycznego doświadczenia.


A tymczasem zrobiłem sobie powtórkę Best of Winnetou:

Winnetou I [DVD/lektor - Czernielewski]- kiedy film trzyma się książki (co czasami robi, jako jeden z nielicznych w serii), jest nieźle, gdy tego nie robi, potrafi naprawdę zmęczyć (szczególnie ględzenie o budowie kolei przez terytorium Apaczów). Córa w pewnym momencie była już mocno znużona, lecz wtedy z odsieczą przybył książkowy zwrot akcji (uwięzienie Shatterhanda i ekipy przez Apaczów) i już do końca oglądała z zainteresowaniem. 6/10

Winnetou w dolinie śmierci [DVD/lektor - Utta] - moja ulubiona część serii przypadła do gustu także córce. W zasadzie jest to niemal remake "Skarbu w srebrnym jeziorze" tyle, że niemal wszystko robi lepiej niż pierwszy film serii. Widoczki i muzyka świetne, Brice i Barker jak zwykle nie zawodzą, ale i tutaj humorystyczne wstawki potrafią irytować. 7/10.
O ile pozostałe filmy oglądam z polskich DVD wydanyach w digi, tak w tym wypadku zaopatrzyłem się w wydanie holenderskie, do którego dodałem telewizyjne ścieżki z Uttą i Gudowskim, ponieważ polskie ma koszmarną jakość obrazu i dramatycznie złego lektora.

Winnetou III - [DVD/lektor - Czernielewski] - jedna z tych lepszych odsłon cyklu, co nie znaczy że jakoś szczególnie dobra, ale warto obejrzeć choćby dla samych przepięknych chorwackich lokacji i muzyki Bottchera. No i nie przynudza za bardzo jak to bywało z innymi filmami serii. Mamy tu jedne z najlepszych scen akcji w całej serii (chodzi oczywiście o cały pościg za tytułowym bohaterem w efektownej lokacji), niestety zakończeniu brakuje dramatyzmu, który akurat tutaj byłby mocno wskazany - nie czuć takich emocji jak w przypadku finału pierwszego sezonu Robina z Sherwood czy nawet Janosika. Zawsze, gdy oglądam te filmy nie mogę przeboleć faktu, że nie są wiernymi ekranizacjami książek, w których fabuła była poprowadzona o niebo lepiej. 6/10 (choć nie ukrywam, że wchodzą w to punkty za sentyment).

Więcej o cyklu: https://filmozercy.com/wpis/nostalgiczna-niedziela-66-winnetou
(18-10-2020, 06:38)Gieferg napisał(a): [ -> ]Watchmen tylko dir cut, 10/10, najwyższy czas na kolejny seans.

Pamiętam twoje opinie z BatCave i KMFu przed tym, jak się zarejestrowałem, w których twierdziłeś, że Dir Cut wnosi niewiele i że jednak lepsza, bardziej zwarta jest wersja kinowa. Widzę że ta opinia, jak i ocena trochę się zmieniły przez te lata.
Film widziałem tylko w wersji 162-minutowej (taką mam, a kupować ponownie nie zamierzam), ale może kolejna powtórka będzie w Ultimate Cut, bo z tego co widzę jest gdzie obejrzeć.

A skoro już wspomniałem o odbieraniu Watchmen po latach, na tubie znalazłem bardzo ciekawą retrospektywę filmu Snydera z kilkoma fajnymi spostrzeżeniami.



(18-10-2020, 06:38)Gieferg napisał(a): [ -> ]A ja widziałem toto raz (6/10), parę miesięcy temu, pamiętam tylko ten finał z helikopterami, i wiem, że nigdy więcej nie obejrzę (...)

Mam nadzieję, że ja przed 40-ką nie będę miał takich problemów z pamięcią.

(18-10-2020, 06:38)Gieferg napisał(a): [ -> ]Alien 3 says hi.

Not even close.
Even closer.
Cytat:Pamiętam twoje opinie z BatCave i KMFu przed tym, jak się zarejestrowałem, w których twierdziłeś, że Dir Cut wnosi niewiele i że jednak lepsza, bardziej zwarta jest wersja kinowa. Widzę że ta opinia, jak i ocena trochę się zmieniły przez te lata.
W odniesieniu do Watchmen powyższe jest od lat nieaktualne, ale w odniesieniu do BvS już jak najbardziej.
Cytat: ale może kolejna powtórka będzie w Ultimate Cut, bo z tego co widzę jest gdzie obejrzeć.
A tej wersji akurat nie widziałem i nie zamierzam oglądać.
Cytat:Mam nadzieję, że ja po 40-tce nie będę miał takich problemów z pamięcią.
Heh. Pamięcią to ja akurat ludzi nieustannie zaskakuję. Znajomi są w szoku jak im mówię, kto był obecny i w kogo się wcielał na wszystkich moich sesjach RPG sprzed 15-25 lat (i jeszcze gdzie się dana sesja odbyła), albo z kim i w jakim kinie byłem na każdym filmie. No ale o filmach które mnie kompletnie nie angażują i na których zasypiam nie mam powodu pamiętać Tongue

A czterdziestka póki co jeszcze przede mną.
W temacie o Mission: Impossible przypomniano mi o najlepszej serii kina akcji ubiegłej dekady. Najwyższa pora na powtórkę, którą rozpoczyna...

[Obrazek: 5gEq.gif]

Pierwszy raz trafiłem na ten film w telewizji latem 2008 roku. Spodobał mi się na tyle, że posiłkując się internetem szybko nadrobiłem sequele (oba jednego wieczoru). Jeśli mnie pamięć nie myli, powtórzyłem trylogię w 2010, 2011, 2012 (przed premierą The Bourne Legacy), 2013 (pierwszy raz na Blu-ray) i 2016 roku (przed premierą Jasona Bourne'a). Wychodzi na to, że właśnie obejrzałem ją po raz siódmy!

Tożsamość Bourne'a weszła gładko, jak zawsze (może dlatego, że pamiętałem ją najmniej i nie widziałem najdłużej). To doskonały spy thriller, a także rewolucja gatunku kina akcji. Od lat 80-tych, kiedy filmowe strzelanki rozkręciły się na dobre, gatunek ten zmierzał w coraz bardziej przesadzone widowiska, a jego twarzą byli napakowani bohaterowie, o których umiejętnościach głównie słyszeliśmy od innych. Bourne był inny, przerwał post-Matrixową manię na slow-motion i kung fu. Pierwszy raz zaprezentowano qrewsko realistyczny film akcji, w którym nikt nie krzyczy na głos, jaki to Bourne jest zajebisty, on po prostu taki jest. Instynktownie nokautuje dwóch ochroniarzy w ambasadzie; automatycznie wie, że musi iść na górę budynku, jeśli główne wejście jest zablokowane; przejmuje krótkofalę od jednego z ochroniarzy, ściąga mapę budynku ze ściany - widać że facet miał to wpajane i teraz nawet nie wiedząc kim jest, działa jak maszyna. Do dziś wielu twórców próbowało powtórzyć to, co osiągnięto w pierwszym Bournie, ale niewielu się udało. Uwielbiam ten film, uwielbiam sceny akcji (nawet niesławną finałową konfrontację na klatce schodowej), świetną muzykę Johna Powella i niesamowitego Matta Damona w roli tytułowej. Wydawał się on nieoczywistym wyborem ze względu na swój wiek, ale nie wyobrażam sobie lepszego kandydata na współczesną wersję Bourne'a, a po tym co tutaj zagrał (ta bezradność i wściekłość na brak wiedzy, kim jest i czemu go to spotyka, a potem zupełna zmiana w maszynę do zabijania, kiedy wyczuwa zagrożenie) nie wyobrażam już sobie nikogo innego, kto mógłby zagrać tę rolę.

[Obrazek: tenor.gif?itemid=5687676]

W 2004 roku Paul Greengrass wziął z Bourne'a to, co najlepsze i nie bał się pójść o krok dalej, tworząc doskonałą kontynuację. Jego dokumentalny styl (dużo hand-handheld camera, shaky cam, szybkie cięcia) pasuje do Bourne'a idealnie, a wizualnie Krucjata Bourne'a jest bardziej wyrazista i chyba najbardziej trzyma się obranej w poprzedniku realistycznej konwencji. Szanuję odważną decyzję odstrzelenia kobiety głównego bohatera (drugiej najważniejszej postaci poprzedniej części) w pierwszych 20-minutach filmu. Jason potrzebował mocnej motywacji, żeby wrócić do ścigania się z CIA i taką otrzymał. O ile lubię w Tożsamości to, jak Bourne walczy, ucieka, ściga się odkrywając swoje umiejętności, tak dopiero w Krucjacie pokazano w pełni ukształtowanego Bourne'a, który wie kim był, wie do czego jest zdolny i rusza na wojnę. Sceny takie, jak namierzenie Pam Landy w hotelu, wyciągnięcie Nicky na rozmowę, czy ucieczka przed berlińską policją sprawiają, że uśmiech nie schodził mi z twarzy. Jedyna uwaga, jaką mam to re-cast agenta Treadstone z Monachium, z którym Bourne walczy gazetą. To jednak jeden z tych problemów, kiedy po prostu żałuję, że Marton Csokas nie pojawił się już w poprzedniku.

Przy pierwszym i kilku kolejnych podejściach, to Krucjata podobała mi się najbardziej z filmów o Bournie. Jednak tym razem chyba oglądało mi się ją minimalnie słabiej od Tożsamości, a przynajmniej takie odnosiłem wrażenie przez pierwszych 80 minut. Wszystko zmienił finałowy pościg po Moskwie, który uważam za mistrzostwo świata. Ucieczka starą taksówką to prawdopdobnie pierwsze, co przychodzi mi na myśl, gdy ktoś pyta o mój ulubiony pościg filmowy!

O ile sequel jeszcze mocniej skręcił w kierunku szpiegowskiego thrillera, gdzie chyba występuje najwięcej scen śledzenia i typowo-bourne'owych podchodów, tak w Ultimatum Bourne'a Greengrass obrał kierunek "non-stop akcja". Film rusza z kopyta pomysłową sekwencją na stacji Waterloo, a potem łapie oddech tylko kilkukrotnie, nigdy więcej niż na 10 minut. Ciągle tylko adrenalina, napięcie, akcja... i to jaka!

[Obrazek: 6bac6d9c2af5ceb3532bd336354599d3.gif]

Sekwencję w Tangerze uważam za perfekcyjną scenę akcji! To istne dzieło sztuki pod tym względem, nie sądzę aby cokolwiek ją przebiło (może być ew. równie dobre). Jest tutaj wszystko: śledzenie, skradanie, eksplozja, pościg motorowy, pościg pieszy, wyścig z czasem, doskonały montaż, muzyka i udźwiękowienie, a wszystko to zakończone powyższym ujęciem i najlepszą sceną walki wręcz w całej serii. Nie ma tu praktycznie żadnych kwestii dialogowych, przez kilkanaście minut tylko czysta akcja.

Pod względem tempa i realizacji Ultimatum może być najlepszym filmem serii. Rozumiem więc Oscary, świetne recenzje i reputację "najlepszej części". Jednak mi kolejny raz wydawało się, że to właśnie najsłabsza odsłona trylogii. Czemu? Po pierwsze, przez większą "hollywoodzkość" produkcji. Jason wydaje się tu bardziej niezniszczalny niż wcześniej, sceny akcji są spektakularniejsze, ale przez to mniej realistyczne (podczas finałowego pościgu w żadnym aucie nie otwierają się poduszki powietrzne, aby nie przeszkadzały uczestnikom w dalszej gonitwie). Scena nadania imienia "Jason Bourne" wieje kliszą rodem z Gwiezdnych wojen (od tej pory będziesz nosił imię Darth... Bourne!), sporo tu uproszczeń scenariuszowych, aby przyspieszyć akcję (myślę że to niedobrze, gdy fabuła staje się mniej ważna od widowiska) i w ogóle finał to takie the-best-of Bourne'a, podczas gdy poprzednie części zawsze starały się pokazać coś nowego.

Wychodzi na to, że w zależności od nastroju zmieniam zdanie, którą część lubię najbardziej, a którą najmniej. Jaki z tego wniosek? Bourne to prawdopodobnie najrówniejsza trylogia filmowa jaką znam! Pierwsza odsłona jest najlepsza fabularnie, druga jest esencją Bourne'a, ma najlepszy finał i ostatnią scenę (pozostawia tym samym najlepsze wrażenie po seansie), a Ultimatum to realizacyjny majstersztyk i najlepsze kino akcji spośród całej trójki. Ocena? Od lat niezmiennie 9/10 dla wszystkich części, z tym że po tej powtórce Tożsamości byłbym w stanie dać nawet dychę, a przy Ultimatum pierwszy raz zacząłem się wahać, czy nie oceniam o punkt za wysoko. Cóż, słabszy odbiór mógł być spowodowany zmęczeniem, wszak obejrzałem trzy części dzień po dniu. Za kilka lat pewnie znowu do nich wrócę, tym razem w większych odstępach (może jeden Bourne na miesiąc) i przekonam się jakie wtedy będą wrażenia.

Wszystkie trzy części obejrzałem z napisami (cz. 2-3 czyta D. Załuski, za którym nie przepadam), ale już wiem, że w przyszłości będzie trzeba zmienić na lektor, przynajmniej w Krucjacie, w której nie przetłumaczono wielu kwestii po niemiecku (dobrze, że dość dobrze pamiętałem film i wiedziałem co mówią). Obraz na Blu-ray bardzo przeciętny, a mocny kontrast w dwójce zaowocował częstym black-crushem (przynajmniej takie odniosłem wrażenie). Szkoda, że przy okazji wydań UHD Universal nie popisał się jakimiś fajnymi remasterami, tylko odstawił pańszczyznę. :/
W sumie to mozna było temat założyć w odpowiednim dziale jak się tak rozpisujesz.
Co do Bourne'a - dla mnie filmy na raz Tongue Oglądałem jak Ultimatum było nowością, przez Damona nigdy nie miałem ochoty na powtórkę.