Mam postanowienie, aby w 2021 roku głównie nadrabiać filmy, których jeszcze nie widziałem. Mimo to w ciągu ostatnich 5 m-cy wpadło też coś znajomego do odtwarzacza.
W oczekiwaniu na
#SnyderCut powtórki na Blu (oglądane z napisami PL) zaliczyły. . .
Muzycznie i wizualnie
Man of Steel jest zdecydowanie najlepszym filmem DCEU, a sceny akcji - rewelacja, choć potrafię zrozumieć jeśli ktoś może być nimi zmęczony, bo finał następuje bardzo szybko po intensywnej bójce w Smallville, przez co brakuje chociaż jednej dłuższej sceny, przy której można by odetchnąć. W ogóle tempo bywa zabójcze, ale tak to właśnie bywa gdy ponad 3h materiału montuje się w 132-minutowy film (bez napisów). Zdjęcia są wspaniałe, czołówka w tym gatunku obok
Watchmen, Batmanów Burtona i Nolana. Nawet problem ze zbyt mocnymi filtrami okazał się dla mnie mniejszy niż zapamiętałem, dotyczy zaledwie kilku scen, większość kolorystyki bardzo mi się podobała.
Mimo kilku zgrzytów fabularnych (np. wpychanie Lois wszędzie gdzie się da bez wiarygodniejszego uzasadnienia, idiotyczny wątek próby odkrycia tożsamości Supermana przez rząd, który prowadzi donikąd) uwielbiam ten film i do dziś nie potrafię pojąć jak WB spartoliło TEGO Supermana (doskonały casting Henry'ego Cavilla i dobrze zapowiadającą się serię), który po MoS dostał jedynie wspólny film z Batmanem i gościnny występ w JL, a od ponad 3 lat już nie gości na ekranach. Dla kontrastu, RDJ, Evans, czy Hemsworth grali w MCU w 9 produkcjach na przestrzeni dekady, w tym każdy otrzymał po minimum 3 filmy, w których grał rolę główną. Wielka szkoda...
Powtórka
BvS w wersji Ultimate Edition (kinowej nie uznaję i z tego co czytałem scenarzysta filmu też nie
). W przeciwieństwie do MoS, o nim nie chce mi się rozpisywać. Chyba napisałem już wszystko, co miałem do powiedzenia na kilku forach, najpierw po kinowym seansie, potem po pierwszej powtórce i ostatnim razem przed kinową premierą
Justice League. To zmarnowany, wleczący się, bardzo zły film. Nawet najlepsze intencje i staranie się skupiać na pozytywach (Cavill, Batfleck, kostiumy, kilka scen, które lubię) nie pozwoliły mi czerpać przyjemności z seansu - mniej więcej od sceny wyjaśnienia czym jest Biały Portugalczyk zacząłem przysypiać. Poziom najgorszych części Transformers (czyli 3-5,
Zemstę upadłych uważam za lepszy film), do którego w całości już na pewno nie zamierzam wracać.
Armageddon [powtórka na Blu-ray po siedmiu latach od ostatniego seansu, w wersji z lektorem z TVP, którą miałem nagraną na kasecie wieku temu]
To zdecydowanie najlepszy, najgłupszy film świata.
Mój ulubiony z filmografii Baya! Fabularnie bywa nie mniej durny, niż późniejsze odsłony
Szybkich i wściekłych, a styl reżysera czasami wypada wręcz śmiesznie, ale ma wspaniały soundtrack, gra toczy się o najwyższą stawkę, a emocje bardzo szybko sięgają zenitu i nie puszczają aż do napisów końcowych. Przez 2h oglądam go z gęsią skórką i łzami w oczach na zmianę. Z całą odpowiedzialnością stwierdzam, że uwielbiam ten film
Obraz na Blu dość nierówny. Czasami czernie są bardzo mocne, a czasami zdarzają się ujęcia, którym ewidentnie brakuje +kontrastu (zwróciłem na to uwagę szczególnie w końcówce, kiedy Harry miał wysadzać asteroidę). Muszę się temu jeszcze przyjrzeć na swoim tv, bo oglądaliśmy to w weekend u brata na jego starszym-mniejszym Soniaczu.
I wczorajsza powtórka na Blu-ray po wielu latach (po skończeniu pierwszego sezonu TASu).
To taki dłuższy, dobry odcinek serialu animowanego, w którym twórcy pozwolili sobie na znacznie więcej niż w telewizji - morderstwa (tutaj naprawdę giną ludzie!), bohaterowie krwawią, uprawiają seks, palą papierosy/cygara - do tego pojawia się w nim wiele mrocznych kadrów, których zupełnie nie pamiętałem. To animacja dla trochę "starszego widza", więc nic dziwnego że WB przejechało się na niej w Box Office, szczególnie że wypuścili ją do kin w okresie świąt Bożego Narodzenia.
Największe plusy
Mask of the Phantasm to oczywiście muzyka Shirley Walker, a także przedstawienie originu Mrocznego Rycerza BEZ pokazania sceny zabójstwa Thomasa i Marthy Wayne'ów, którą inni twórcy wałkują tysiąc pięćset sto dziewięćset razy we wszystkich możliwych mediach. Za to należy im się pomnik! W ogóle fabularnie to może być najlepszy film o Batmanie do czasu trylogii Nolana, w którym skupiono się zdecydowanie bardziej na tytułowym mścicielu, aniżeli na jego przeciwnikach.
Nie jest to jedna z
bajek mojego dzieciństwa, pierwszy raz ją obejrzałem chyba w wieku 16 lat, dopiero w "czasach Internetu", dlatego nie darzę jej szczególnym sentymentem. Mimo to, renomę najlepszej długometrażowej animacji o Batmanie uważam za nieprzesadzoną, choć po powtórce (obejrzałem ją w całości bodajże trzeci raz) nie jestem pewny, czy ustawiłbym ją na najwyższym stopniu prywatnego podium.
Obraz na Blu-ray wypada tak sobie, nie zliczę przy ilu ujęciach film gubił ostrość (nawet narzeczona, która przeważnie nie zwraca na takie rzeczy uwagi, tym razem zwróciła). Serial pod tym względem wypada zdecydowanie lepiej. No to teraz biorę się za kolejny jego sezon.