Powtórka trylogii po latach. Gdy jakiś czas temu odwiedzałem tatę, w telewizji właśnie zaczynała się pierwsza część. Tydzień później trafiłem do jego pokoju akurat gdy oglądał drugą (sceny w alternatywnym roku 1985) - chodziły więc za mną te filmy od jakiegoś czasu, a że dostałem je w prezencie od narzeczonej, w końcu musiałem je sobie przypomnieć.
Nigdy nie byłem wielkim fanem
Powrotów do przyszłości, ale chyba właśnie zostałem jednym z nich. Jako dzieciak lubiłem je, bo było dużo akcji, humoru i oczywiście podróże w czasie. Teraz, po tym jak nie widziałem ich od deski do deski jakąś dekadę, a może dłużej, mogłem je docenić o wiele bardziej. Scenariusz pierwszego
Powrotu jest doskonały! Praca kamery, montaż, wspaniała muzyka Alana Silvestri'ego - wszystko prezentuje się obłędnie, tworząc niepowtarzalne widowisko. Finał jest jednym z tych, które trwają tak długo, sprawy komplikują się w nim tak często, a napięcie nie tylko sięga zenitu, ono zwyczajnie nie przestaje rosnąć(!), że gdy w końcu Marty'emu udaje się wrócić do 1985 roku, a Doc Brown widzi znikającego DeLoreana i cieszy się jak dziecko na ulicy, wypuściłem z siebie parę, jakbym sam właśnie dokonał czegoś niemożliwego. Fantastyczny film, fantastyczna rozrywka.
9/10, ale już mam ochotę na powtórkę, a piosenka "Power of Love" kotłuje mi się w głowie od tygodnia, więc nie wiem czy po kolejnej powtórce nie dam dychy.
Sequel miał cholerne trudne zadanie, bo musiał ruszyć z miejsca, w którym zakończył się oryginał, a przecież zakończono go gagiem! Podróż do przyszłości nie ma więc zbyt wiele sensu, misja Doca i Marty'ego wypada dość pretekstowo i to tu znajduje się najwięcej nieścisłości scenariuszowych. Przyznam, że poza kilkoma znakomitymi pomysłami (deskolotka,
Jaws 19 -
"This time it's really really personal" , córka Marty'ego!!
) segment w przyszłości i cały nadmiar ekspozycji w pierwszej połowie filmu lubię najmniej, ale na szczęście Marty w końcu idzie do Biffa (oglądającego
Za garść dolarów!) dopytać o Almanach i wtedy
dwójka robi się równie dobra, co część pierwsza. Przeżywanie tych samych wydarzeń z innej perspektywy do dziś jest czymś wyjątkowym, no i to w tej części największe wrażenie robią efekty specjalne (szczególnie dwa ujęcia musiałem sobie powtórzyć, tak świetnie się trzymają). Cliffhanger też pierwsza klasa. Rozumiem decyzję z umieszczeniem na końcu drobnego zwiastuna do części III, bo ludzie pewnie zwyzywaliby twórców za urwanie akcji w takim momencie (nie byli wtedy gotowi). To chyba najlepsze zawieszenie akcji do czasu
Infinity War. Ocena: 3 na 4 gwiazdki, czyli mocne 7, lub słabe 8 w skali 1-10.
Trzecia część miała ten luksus, że podobnie do oryginału mogła powoli wprowadzać widza w fabułę, nie rzucać go od razu do roku 2015. Dzięki temu ekspozycji jest o wiele mniej, tempo znacznie lepsze, a klimat westernu i wszystkie najważniejsze elementy gatunku, które tu zawarto, są po prostu wspaniałe (zwłaszcza jak się lubi westerny, a ja lubię). W trzeciej części to w końcu Marty, a nie George ma jakiś story arc, musi się czegoś o sobie nauczyć, to także w tej części Doc ma największą rolę, a ich duet działa wspólnie częściej niż kiedykolwiek. Do czasu
Batman Begins nie kojarzę drugiego tak emocjonującego finału z pędzącym pociągiem - uwielbiam go. Przyznam szczerze, że choć pierwszą część uważam za najlepszą, to chyba trójkę widziałem najwięcej razy i uważam za
najfajniejszą.
9/10
Zakończenie nie ma w sobie za grosz logiki (wehikuł czasu zbudowany na Dzikim Zachodzie!?
), ale puenta i przesłanie są tak proste, oczywiste, że nie wyobrażam sobie, aby to mogło zakończyć się inaczej. Wspaniała trylogia i bardzo dobrze, że Zemeckis trzyma się swojego stanowiska, aby takową pozostała. Żadnych sequeli, spin-offów, ani remake'ów
Powrót do przyszłości nie potrzebuje.
Oglądałem wydania od Filmostrady i nie widzę sensu wymiany na nowy remaster, lub UHD, obraz w zupełności mnie satysfakcjonuje (szczególnie trzecia część dobrze się prezentowała, ale ona ogólnie ma super zdjęcia i dużo akcji toczącej się w plenerach za dnia). Gorzej z polską wersją językową w środkowym epizodzie. O ile cz. I i cz. III czyta Brzostyński i ma akceptowalny tekst, tak - nie wiedzieć czemu - część drugą czyta Jan Czernielewski (za którym nie przepadam), czytający totalne bzdury. Następnym razem przy dwójce włączam napisy.